maja 31, 2014

Makaron Truskawkowo - Serowy z Miętą i Migdałami

Makaron Truskawkowo - Serowy z Miętą i Migdałami


Tak zwyczajnie. Tak po prostu. Ulubiony makaron, dojrzałe owoce, cóż więcej chcieć? Spróbujcie - pyszne! Przepis pochodzi z mojej głowy :) Aaa i przypominam, jeśli gotujecie, pieczecie, korzystając z przepisów z mojego bloga - zróbcie zdjęcie potrawy i przysyłajcie do Waszej galerii, którą jak na razie tworzę na fan page`u na portalu Facebook. Jeśli zbiorę więcej zdjęć - galerię tą umieszczę na blogu.



Składniki 2 porcje:
  • 2/3 opakowania makaronu muszelki 
  • 200 g sera białego półtłustego
  • cukier puder - do smaku
  • truskawki
  • cukier drobny
  • płatki migdałów
  • kilka listków świeżej mięty

Wykonanie:
Makaron gotujemy w lekko osolonej wodzie. Odcedzamy i przelewamy zimną wodą.

Część truskawek blendujemy z drobnym cukrem, mus wlewamy do rondelka i redukujemy, odparowując część płynu.

Pozostałe truskawki kroimy na ćwiartki.

Ser biały miksujemy mikserem na gładką masę, dodajemy cukier puder do smaku. 

Płatki migdałów prażymy na suchej patelni.

Listki mięty płuczemy i osuszamy na papierowym ręczniku.

Na talerzu zrobiłam szlaczki z musu truskawkowego, na które ułożyłam muszelki makaronowe. W muszelkach umieściłam nasz słodki ser biały, po jednej cząstce truskawki. Całość delikatnie polałam musem truskawkowym, posypałam uprażonymi płatkami migdałów. Danie obsypałam pozostałymi cząstkami truskawek i listkami mięty. 
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


/*post zawiera lokowanie produktu - garnek i rondel serii Granitium włoskiej firmy Ballarini/

maja 30, 2014

Kompot Truskawkowy z Miętą

Kompot Truskawkowy z Miętą
 

Truskawki. Pomalutku czyszczę zamrażarkę, robiąc miejsce na tegoroczne produkty. W ręce wpadł mi woreczek truskawek. Dziecko lubi kompot, więc decyzja zapadła szybko - kompot truskawkowy.  Mięta tak ładnie uśmiechała się na balkonie - nie miałam serca jej nie użyć - wrzuciłam do gotujących się truskawek. prawie klasycznie - pysznie.



Składniki:
  • 1 woreczek truskawek - mrożone lub świeże
  • 2 gałązki świeżej mięty
  • cukier - do smaku

Wykonanie:
Nie ma przy tym pracy. Czasu też nie dużo zajmuje. Mrożone truskawki wrzucamy do garnka, zalewamy wodą (świeże płuczemy i obieramy z szypułek) i wstawiamy na bardzo mały ogień. Już tyle razy zmywałam kompot truskawkowy z kuchenki, że od jakiegoś czasu ustawiam garnek na malutki ogień i pozostawiam do czasu, aż się zagotują. Przecież nigdzie się spieszyć nie muszę :) W momencie zagotowania wrzucam miętę zmiętoloną w dłoniach i wołam syna aby dosłodził. Ja osobiście mogłabym pić bez cukru, moje dziecko słodzi. Sam dosładza kompot pod swój własny gust. Po zagotowaniu kompot jeszcze chwilkę gotuję, potem wyłączam i odstawiam do przestygnięcia. Zimny kompot przelewam do karafki bądź do dzbanka, oczywiście wcześniej wyławiam pływające truskawki i miętę.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


/*post zawiera lokowanie produktu - garnek z serii Granitium włoskiej firmy Ballarini/

maja 24, 2014

Morelowe, ale dlaczego Trufle?

Morelowe, ale dlaczego Trufle?

Morelowe Trufle to pełna nazwa czarnej herbaty. To właśnie nazwa rozbudziła moją ciekawość do takiego stopnia, że w mojej głowie powstała myśl "Muszę ją mieć!". To wszystko przez te trufle. Zapach bardzo przyjemny, który bardzo zachęcał do zaparzenia tej herbaty. To prawda, zaparzyłam ją w kilka minut po rozpakowaniu przesyłki. Czasami tak mam, rzadko, ale mam :)


Pierwsze doznanie to unoszący się zapach unoszący się po kuchni. Łagodny, mnie osobiście skojarzył się z jesienią, za lekki na zimowe wieczory, odrobinę za ciężki na upał. Wieczór po całym dniu pracy, chłodny dzień, ale na deszczowy za lekki. Jej, ciekawe co sobie teraz myślicie, czytając moje skojarzenia :)


Smak. Wyczuwalne są dwie dominujące nuty czarnej herbaty i no właśnie. Chwilę mi to zajęło, zanim odgadłam. Czułam coś znajomego, ale w pierwszej chwili nie mogłam odgadnąć co. Morela! Tak, to właśnie to! Herbata, smakowo zbliżona do Białej Herbaty Brzoskwinia-Nektarynka (z tych moich ulubionych). Różnica między nimi jest i mała i duża, po prostu inny gatunek herbaty i owoce, ale obie kojarzą mi się podobną nutą. Więc tu jest wyjście moi Drodzy. Jeśli nie lubicie herbat białych i innych zielonych "wynalazków" polecam Morelowe Trufle, a jeśli czarne herbaty nie robią na Was wrażenia to proponuję białą. Oczywiście chciałabym Wam przypomnieć, że ja nie słodzę herbat i opisuję zaparzone w czystej postaci ;) 

Tradycyjnie przedstawiam Wam skład:
  • czarna herbata
  • kawałki suszonych moreli
  • drzewo sandałowe
  • aromat

Z czarną , morelą i drzewem sandałowym się zgodzę, można wyczuć, ale dlaczego trufle?
Tego pojąć moja blond głowa pojąć nie może....
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

maja 24, 2014

Sernik Black Forest

Sernik Black Forest

Sernik, który oczarował wiele osób. Sernik inny niż wszystkie. Wiśnie, czekolada i ser. Dla mnie super trio. Przepis znalazłam na stronie Moje Wypieki, troszkę go zmodyfikowałam. W dniu, w którym piekłam ten sernik oprócz tego piekłam jeszcze dwa inne serniki i chciałam wykorzystać składniki, które mi pozostały. Wyszedł piękny i wysoki. Bardzo wysoki. Piekłam w tortownicy o średnicy 20 cm z wysokim rantem.


Spód:
  • 200 g ciastek pełnoziarnistych typu digestive
  • 1 łyżka kakao
  • 70 g masła roztopionego
Ciastka zmiksować z masłem i kakao. Mamy otrzymać masę o konsystencji mokrego piasku.

Dno tortownicy o średnicy 20 cm wykładamy papierem do pieczenia. Masę ciasteczkową wsypujemy do tortownicy i wciskamy w dno i boki tortownicy. Wstawiamy do lodówki na około 30 minut.




Składniki na masę serową:
  • 700 g twarogu półtłustego lub tłustego, zmielonego dwukrotnie
  • 2 jajka
  • 3 żółtka
  • 2 łyżki maki ziemniaczanej
  • 1 mała łyżeczka pasty z wanilii Skworcu
  • 200 g cukru drobnego do wypieków
  • 1/2 szklanki kwaśnej śmietany 18% (125 ml)
  • 200 g wiśni (świeżych lub mrożonych)
  • 100 g gorzkiej czekolady (70 g do sernika +30 g do dekoracji), startej na grubej tarce
  • ja dodatkowo potrzebowałam 100 g białej czekolady roztopionej w kąpieli wodnej
Wykonanie:
Składniki oczywiście w temperaturze pokojowej.

W pierwszej kolejności włączyłam piekarnik, aby go rozgrzać do temperatury 150 stopni.

Wszystkie składniki, tj. twaróg, cukier, mąkę ziemniaczaną,pastę z wanilii, śmietanę, całe jajka i żółtka zmiksowałam szybko na gładką masę, tak żeby nie napowietrzyć masy za bardzo. Autorka pisze, że zbyt mocno napowietrzona masa sprawi, że sernik mocno urośnie, a potem dużo opadnie.

Z lodówki wyciągnęłam spód ciasteczkowy, na który wylałam 1/4 masy serowej, na którą wyłożyłam część wiśni (użyłam mrożonych, których nie rozmrażałam wcześniej, na wiśnie wysypałam część czekolady, ponownie wylałam kolejną część masy serowej, na nią wiśnie, czekolada i tak do wykończenia składników, z tym, że czekolada nie powinna być ostatnią warstwą. U mnie ostatnią warstwą była masa serowa.

Piekłam w temperaturze 150 stopni przez około 90 minut, bo sernik jest bardzo wysoki, dlatego autorka sugeruje piec tak długo. Jeśli będziecie piec w większej formie, wtedy czas pieczenia skracamy do 75 minut. Gotowy sernik ma być sprężysty i ścięty na wierzchu. Studzimy piekarniku z uchylonymi drzwiczkami. Zimny sernik chłodziłam 12 godzin w lodówce, zgodnie z zaleceniami.

Przed podaniem wierzch udekorowałam roztopioną na parze białą czekoladą i pozostałymi wiórkami gorzkiej czekolady.

SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

maja 22, 2014

Cesarskie Klimaty?

Cesarskie Klimaty?

Herbata Cesarzy.... skąd ta nazwa? Przyglądając się bliżej mieszance, zauważyłam, że skład jest dosyć bogaty. Czytając składu utwierdziłam się w tym przekonaniu. 



Skład:
  • zielona herbata Sweet Flower
  • zielona herbata Yunnan Green
  • zielona herbata Formosa Gunpowder
  • zielona herbata Phoenix Eyes
  • biała herbata Snow Buds
  • kwiatki osmantusa
  • kwiatki jaśminu
  • kwiatki chryzantemy
  • liście curry
  • kardamon
  • kawałki drzewa sandałowego
  • kurkuma
Dużo tego, prawda? Nie jestem aż taką specjalistą, która oceniła skład na podstawie wyglądu składników. Oczywiście mam tu na myśli rodzaje herbat, bo z kardamonem nie miałam problemu, z kwiatem jaśminu również, bo jak niektórzy z Was pamiętają mam na swoim koncie jedną mieszankę osobiście skomponowaną. W kwestii składu herbaty zaufałam sklepowi SKWORCU. Jak do tej pory nie zawiódł mnie, zawsze oferuje mi produkty najwyższej jakości. Nie będę pisać o tym sklepie. I tak nie napisałabym nic nowego. Skoro współpracuję ze SKWORCU od 4 czy 5 miesięcy i te produkty znajdują zastosowanie na co dzień w mojej kuchni to chyba świadczy, że i jakość i sklep odpowiadają mi w 100%. Nie podałabym własnemu dziecku produktów, których jakości nie jestem pewna lub gdybym miała jakiekolwiek zastrzeżenia. 


Wracając do Herbaty Cesarzy jest to jedna z kilku droższych mieszanek dostępnych w sklepie, jednak cena nie powinna wystraszyć ciekawskich i lubiących dobre herbaty. W smaku naprawdę czuć złożoność smaku. Napiszę nawet, że warto jej spróbować chociaż raz  w życiu, pod warunkiem, że się gustuje w zielonych herbatach. Ta jest przyjemna w smaku z lekkim charakterem. Nie dominuję tu żaden konkretny smak. Moje określenie, które według mnie pasuje idealnie to Harmonia Smaku na Wysokim Poziomie. 

Parząc tą herbatę, lubię patrzeć na te żółte kwiatki, które pod wpływem wody ożywają. Gdyby to był Facebook od razu kliknęłabym "Lubię To!" :)


Na tym zakończę moje przemyślenia na temat Herbaty Cesarzy. Macie pytania? Piszcie! Jesteście ciekawi ceny wskakujcie do sklepu. Klikając na nazwę herbaty napisaną czerwonym kolorem wskoczycie do sklepu SKWORCU.

Ps. Wszystkie nazwy zaznaczone kolorem czerwonym zawierają linki przekierowujące na stronę związaną tematycznie z postem. Czyli klikasz w czerwony napis i od razu znajdujesz się na stronie dotyczącej produktu. Musiałam to napisać, czasami odbieram pytania dotyczące tego zagadnienia, więc to po to aby wszystko było jasne :)

Pozdrawia Was Serdecznie Moi Drodzy
Wasza BLONDYNKA :)

maja 21, 2014

Fair Play Nie Boli!

Fair Play Nie Boli!

Do tej pory milczałam. Nie byłam gotowa na tak kontrowersyjny temat. Dziś jednak wszystko pękło i wylało się. MAM DOSYĆ NIEUCZCIWYCH BLOGERÓW I PORTALI, KTÓRE ROBIĄ CO CHCĄ!
Zacznę od początku. Kiedy założyłam blog nie wiedziałam co jak i dlaczego. Nie znałam zasad. Zaczęłam tworzyć pierwsze posty, po kilku opublikowanych postanowiłam napisać do kilku czołowych blogerek. Pytałam czy to co robię jest w porządku, czy tak powinno to wyglądać? Zaczynałam źle. Nie wiedziałam, że trzeba wpisać źródło oryginalnego przepisu, że składniki możemy skopiować, ale opis wykonania muszę napisać sama, swój własny, że tego teksu nie wolno mi kopiować. Poprawiłam swoje posty. Od tamtej pory trzymałam się tych zasad. Z racji tego, że uwielbiam przepisy Doroty Świątkowskiej z Moje Wypieki napisałam do niej, aby zerknęła do mnie i czy jej nie przeszkadza, że jak piekę z jej przepisów i udostępniam je u siebie na blogu, oczywiście podając źródło. Otrzymałam odpowiedź, że to co robię u siebie jest jak najbardziej ok.

  1. Podaję skąd pochodzi przepis (wpisuję pełną nazwę bloga, którą podlinkowuję z przekierowaniem na stronę z przepisem, którego tyczy się mój post).
  2. Opisy wykonania piszę własne.
Takie działanie nie boli. Czytelnicy mojego bloga nie ograniczają się tylko do czytania mojego, ale pewnie jak podobnie jak ja zaglądamy do wielu innych. Często widzę, jak w opisie właściciel bloga pisze, np. "przepis pochodzi z TEJ strony"- ja się pytam, czy napisanie nazwy bloga zamiast "tej", "tego" boli? Przecież czytelnik nie ucieknie przez to, a nawet będzie Cię szanował za szczerość i będzie miał pewność, że niczego nie ukrywasz. Poza tym czytelnik wchodzi na Twój blog, bo dla niego jest ciekawy i to dla Ciebie Cię odwiedza.

Konkursy. Dlaczego w organizowanych przeze mnie konkursach wymagałam karteczek z napisem, który wymyślałam? Nie chciałam u siebie złodziei. Brałam udział w kilku konkursach i mocno się zniechęciłam do nich, mimo iż kilka wygrałam. Ludzie kradną zdjęcia, nawet zdjęcia topowych blogerek kulinarnych (Moje Wypieki). Bezczelność! Do tego zamiast wyborów jakieś losowania , ale to temat na inny raz.  Na razie nie będę pisać szczegółowo o konkursach, bo sama jeszcze nie mam w tej kwestii dość dużego doświadczenia. 



Środowe zdarzenie przelało czarę goryczy. Moje przepisy udostępnia kilka portali kulinarnych, ale zanim zaczęli to robić, zapytano mnie o pozwolenie, przedstawiono mi warunki i zasady. Wrzucają zdjęcia, które podlinkowują z przekierowaniem do przepisu na moim blogu, czyli klikasz zdjęcie i od razu wlatujesz do mnie na blog. To jest w porządku. Tak może być. Moje przepisy trafiają na blogi firmowe, sklepy podają linki do moich postów. To też jest ok, bo jest jasno i czytelnie, a przede wszystkim zapytano mnie o pozwolenie. Czyli ktoś szanuje moją pracę, trud i szanuje mnie. Jednak jeden portal olał i mnie i to co robię. Ktoś wrzucił moje przepisy, użył moich zdjęć bez pytania, bez pozwolenia i dodatkowo zrobił to bardzo niedbale, przez co naraził mój blog i moje dobre imię na stratę reputacji, na którą tak ciężko pracowałam. Przepisali przepis, opis słowo w słowo, ale nie przepisali najważniejszego! Przepis dotyczył Mini Torcika Podwójnie Czekoladowego, w opisie w pierwszym zdaniu napisałam, że przepis pochodzi z Moje Wypieki Doroty Świątkowskiej. I co? Statystyki pękają, a jak ktoś nie kliknął w link, który napisany jest na samym końcu to nie dowiedział się, że napisałam źródło i Ci mniej dociekliwi zostali wprowadzeni w błąd, mogli myśleć, że przepis wygląda na ukradziony z Moje Wypieki. Już otrzymałam przeprosiny od osoby, która tak właśnie skomentowała, ale ani słowa nie otrzymałam od portalu, który chciał mi zrobić dobrze a tak naprawdę podłożył mi świnię, żeby nie napisać inaczej. Napisałam do tego portalu, skomentowałam mój link na ich fan page`u i co? I kurde wielkie NIC. Cisza. Krew mnie zalewa! Czego od nich żądałam? Tylko tego aby dopisali opis do przepisu,albo całkiem usunęli moje przepisy ze swojego portalu! I w dupie mam, że tam wybierają tylko dobrej jakości zdjęcia, naprawdę pięknych wypieków! Chcę zniknąć z ich tapety!
Potrzeba było całego dnia, aby odkręcić całe to zamieszanie. Przepis uzupełniony w niezbędne informacje, ulżyło mi. Niesmak pozostał....

Jak widzisz, że ktoś kradnie, przywłaszcza cudzy przepis - powiadom autora. Nie milcz- komentuj! Ja tak robię, piszę do autora i do osoby, która ukradła, bo kurde naiwnie wierzę, że może tak jak ja na początku nie wiedział jak działają zasady fair play w blogosferze kulinarnej. Naiwna chyba jestem!

A teraz możecie komentować ten tekst, zlinczować za to, że przestałam milczeć. Chętnie poczytam. Ja też mam prawo się wypowiedzieć jak ja to widzę, jeśli się mylę, przekonaj mnie!



Pozdrawiam serdecznie Wszystkich! I dziękuję Wam, że jesteście ze mną nawet w tej trudnej chwili.
BLONDYNKA


Ps. Obrazki pochodzą z internetu. Ukradłam! :)

maja 20, 2014

Spirulinowe Fresh Smoothie

Spirulinowe Fresh Smoothie

Jak widzicie nadal piję spirulinkę i nadal wymyślam napój z nią, w którym w ogóle nie będzie czuć smaku glonów. To kolejna udana akcja. Dziś bez mleka, coś świeżego na poranek, południe, upały, na dobry nastrój. Jak dla mnie wyszedł piękny limonkowy kolor. LOVE IT!  Miłego Dnia Kochani :)


Składniki na 1 szklankę:
  • 1 pomarańcza - koniecznie pozbawiona błonek!!!
  • 5 kostek lodu
  • 1 garstka liści szpinaku świeżego ( u mnie tego z balkonu:))
  • 1 garstka liści świeżej mięty pomarańczowej (jest delikatniejsza od pieprzowej
  • 1/2 łyżeczki spiruliny sproszkowanej

Wykonanie:
Prościej się już nie da! Miętę i szpinak myjemy i osuszamy w ręczniku papierowym. Pomarańcza obieramy ze skórki, usuwamy błonki. Wszystkie składniki wrzucamy do dzbanka blendera i miksujemy wszystko dokładnie. Na koniec partiami dodajemy sproszkowaną spirulinę i ponownie blendujemy. 
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


maja 20, 2014

Pesto z Chlorellą

Pesto z Chlorellą

Technika wykonania tego pesto jest podobna jak w Genueńskim. Ucieranie w moździerzu według mnie w ogromnym stopniu podnosi walory smakowe dania. Tym razem postanowiłam dorzucić szczypiorek i chlorellę. Jeśli przeczytaliście post dotyczący chlorelli, wiecie, że alg nie poddajemy obróbce cieplnej, więc do tego pesto chlorella pasuje idealnie. Proponuję chlorellę dodawać stopniowo i po dodaniu próbować. Takie działanie da Wam możliwość stworzenia smaku idealnego dla siebie.


Składniki:
  • 2 szklanki listków bazylii
  • 2 ząbki czosnku
  • 50 g  orzeszków pinii
  • 1/2 szklanki parmezanu
  • sól
  • oliwa z oliwek
  • mały pęczek szczypiorku
  • ok. 1 malutka łyżeczka sproszkowanej  chlorelli
  • makaron spaghetti 

Wykonanie:
W pierwszej kolejności wstawiamy wodę na makaron, którą musimy osolić. Na suchej i gorącej patelni lekko rumienimy orzeszki pinii. Liście bazylii i szczypiorek siekamy. Część zieleniny wkładamy do moździerza i rozcieramy. W trakcie rozcierania dodajemy na przemian starty parmezan, posiekany czosnek,orzechy i bazylia. Pod koniec dodajemy po odrobinie oliwy z oliwek, próbujemy i solimy do smaku. Na sam koniec dodajemy sproszkowaną chlorellę. Oliwy dodajemy tyle, aby sos łatwo rozprowadził się po makaronie. Na końcu wystarczy odcedzić makaron spaghetti i wymieszać z naszym sosem. Jeśli nie jesteśmy w stanie zużyć całego pesto od razu, możemy je przełożyć do słoiczka, zalewamy wierzch małą ilością oliwy, aby nie wysychał i szczelnie zakręcamy, odkładamy do lodówki. Tak odłożony sos spokojnie może stać w lodówce do tygodnia czasu.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

maja 19, 2014

Chlorella, przez którą stałam się Glonojadem!

Chlorella, przez którą stałam się Glonojadem!

Chlorella, podobnie jak jej "siostra" Spirulina to alga morska. Posiada podobne właściwości jak Spirulina, ale w przeciwieństwie do niej chlorella ma charakter bardziej wzmacniający i oczyszczający organizm z toksyn.

Chlorella zawiera mniej białka, a więcej żelaza niż Spirulina. Ma również mniejsze niż spirulina działanie antywirusowe.

Tak więc jeśli potrzebujecie się wzmocnić od środka i uzupełnić dietę w niezłą dawkę witamin i wartości odżywczych - wybierzcie Spirulinę. Jeśli jednak potrzebujecie się oczyścić z metali ciężkich i wszystkich "dobrodziejstw" cywilizacji wybierzcie Chlorellę.  

Obydwie algi polecałabym osobom na dietach odchudzających, przemęczonym, palącym papierosy, uprawiającym sport.

Zarówno Spirulinę jak i Chlorellę wykorzystujemy w przepisach, w których nie poddajemy alg obróbce cieplnej, gdyż straciłyby swoje cudowne właściwości.

Obie algi możemy spotkać w postaci tabletek i formie sproszkowanej. Ja osobiście wolę formę sproszkowaną, bo nie mam głowy do regularnego brania tabletek, ciągle zapominam. Poza tym większą radość daje mi przygotowanie zdrowego posiłku i potem oddaniu się jego degustacji. W Chlorellę i Spirulinę (i nie tylko) zaopatruję się w sklepie internetowym (SKWORCU). Cena chlorelli to 5,75 zł za 20 g, a cena Spiruliny to 4,50 zł za 20 g.  Mogę napisać, że 20 g na długo wystarczy ;) Co do sklepu SKWORCU - z czystym sercem polecam i zapraszam do zerknięcia na bogatą ofertę ciekawych produktów spożywczych w przyjaznych cenach ;) Zaręczam, że nie będziecie mieli problemów ani z zamówieniem, ani z przesyłką, która w bardzo krótkim czasie dociera do klienta. Dziś napisała do mnie znajoma, pytała o spirulinę, bo zamówiła w tym sklepie kilka produktów, a w tym i spirulinę. Dodatkowo powiedziała, że sklep jest świetny. Nie namawiam , bo chcę abyście mieli wolny wybór, a ja tu piszę o produkcie, a nie o sklepie przecież. 

Powinniśmy wiedzieć, że po dodaniu którejkolwiek z tych alg do dania - zabarwi je na kolor zielony.



Co możemy zrobić z chlorellą? Wszystko na co nam pozwoli nasza wyobraźnia. Zmieszać z serkami, mlekiem, wodą, dodawać do koktajli mlecznych, ale nie tylko. Ja przygotowałam sobie pyszne spaghetti z sosem pesto genuese z chlorellą, Spirulinę wypijam w koktajlach. Serdecznie zapraszam do zapoznania się z moimi propozycjami na glony, w których opisuję jak mocno można wyczuć posmak glonów. Dziś opracowałam koktajl ze Spiruliną, w smaku którego w ogóle nie wyczujemy smaku glonów :) Jak znaleźć przepisy z użyciem alg na moim blogu? Otóż po lewej stronie znajduje się okienko "wyszukaj", w które wpisujemy nazwę składnika, który nas interesuje i po zatwierdzeniu na górze pojawi się lista linków do postów z użyciem składnika, którego szukacie. Prawda, że proste?

Jeśli chcecie poczytać o spirulinie zapraszam do zapoznania się z tym postem: Spirulina - co? jak? z czym? i dlaczego? <klik>

maja 18, 2014

Co Joseph wniósł w moje życie?

Co Joseph wniósł w moje życie?

Obiecałam wypowiedzieć się na temat wałka do ciasta firmy Joseph Joseph. Obietnic zawsze dotrzymuję. Nie muszę wspominać, że na moją szczerość możecie liczyć, bo mój kręgosłup moralny nie pozwala inaczej. Dobra do rzeczy.


Wałek  pochodzi ze sklepu o bardzo sympatycznej nazwie Przyjemne Gotowanie. Kontakt ze sklepem bez zarzutu, a nawet napiszę, że bardzo przyjemny. Szybka, a wręcz ekspresowa wysyłka. Powiadomienia mailowe etapowe, dzięki którym wiedziałam kiedy mogę spodziewać się przesyłki. Jestem strasznie niecierpliwa, więc tu mogłam wszystko śledzić na bieżąco. Przesyłka wysłana firmą kurierską K-Tex, która dodatkowo podniosła poziom mojego zadowolenia, otrzymałam mail z numerem przesyłki i podglądem trasy przesyłki. Nie martwiłam się więc, że ktoś zapomniał, że przesyłka może jedzie za wolno. Wiedziałam wszystko, bo otrzymywałam wyczerpujące informacje plus bardzo krótki czas oczekiwania. Dlaczego o tym piszę? Bo ja lubię wiedzieć jak działa sklep, w którym zamierzam robić zakupy. I piszę to dla tych, którzy podobnie jak ja lubią wiedzieć więcej niż statystyki przewidują :)



Wałek do ciasta - teraz o najważniejszym. Wykonanie bardzo solidne, nie znalazłam żadnych niedoróbek. Posiada 4 krążki o różnych rozmiarach. Można wałkować bez krążków, można wałkować z nimi uzyskując grubość ciasta 2 mm, 4 mm, 6 mm i 10 mm. Dla mnie - czasami pedantycznie dokładnej bardzo się to rozwiązanie spodobało. Długość powierzchni wałkującej 42 cm - super. W końcu skończy się dowałkowywanie ciasta :) Nie lubię wałkowania. Jednak jestem typem walczącym z własnymi demonami i postanowiłam skorzystać z okazji i popracować nad wałkowaniem.


Co zrobiłam najpierw? W pierwszej kolejności postanowiłam zakonserwować drewniany wałek, tak jak się to robi z każdym drewnianym przedmiotem kuchennym, czyli smarujemy olejem, ostawiamy, myjemy, smarujemy, odstawiamy i myjemy. Przez czas konserwacji rozmyślałam co ja powinnam wałkować w pierwszej kolejności. Postawiłam na wyzwanie. Ciasto na krakersy, przy którym zawsze się męczę, bo nie dość, że ciasto trzeba rozwałkować na grubość 2 mm, to jeszcze jest to dość elastyczne ciasto, do którego trzeba użyć trochę siły. Z małym wałkiem radziłam sobie, nie napiszę, że nie, ale łatwo nie było. Zwykle męczyłam się kilkanaście minut, Joseph pomógł tu nie napiszę złego słowa - z Josephem wystarczyło kilkanaście pociągnięć i kilka minut. Dla mnie szok - teraz częściej będę robić krakersy :) Po raz pierwszy miałam 100% pewności, że ciasto mam rozwałkowane równomiernie i na pożądaną grubość :) Moja niechęć do wałkowania na chwilę obecną przerodziła się w ciekawość, jak wałek będzie spisywał się przy łatwiejszych ciastach.... będę informować na bieżąco jeśli chcecie.


Dodatkowy punkt przyznam za ładny design i zielone końcówki, które idealnie pasują do frontów szafek w mojej kuchni, hi hi. No co ja zrobię, że lubię rzeczy funkcjonalne, ale one też muszą być ładne :)



Wałek na powierzchni wałkującej miarkę z obu stron, na jaką szerokość wałkujemy. Jak dla mnie za słabo widoczna, a poza tym niepotrzebna. I tak przecież głównie skupiam się na grubości wałkowanego ciasta, a rozmiar powierzchni i tak dopasowuję do formy. 



Wałek ma jeden minus - cena!!! Kwota 99 zł - dla mnie to bardzo dużo jak na wałek. Pozytywny jednak jest fakt, że ten wałek w sklepie Przyjemne Gotowanie jest najtańszy z tego co porównywałam z innymi sklepami, bo tam widziałam ceny 109 zł, 119 zł, a nawet 129 zł! 



Sklep z czystym sumieniem polecam! Jeśli cena wałka jest dla kogoś za wysoka i właśnie w tej chwili w moją stronę puka się w czoło, że to wariactwo wydać tyle pieniędzy - zachęcam do zwiedzenia sklepu. Można tam znaleźć akcesoria kuchenne najlepszych firm (Lekue, Joseph Joseph, Wilton, Vacu Vin, Zak itp.), ale także przedmioty tańsze od tych wymienionych w nawiasie. Czyli na każdą kieszeń. Zauważyłam, że w asortymencie można znaleźć ekologiczne przyprawy, serie przypraw w młynkach Drogerii Alimentari, i inne produkty spożywcze. Odwiedzenie sklepu nic nie kosztuje, a może coś Wam wpadnie w oko? 
Ps. Po pierwszych zakupach dostałam 5% zniżki na kolejne zakupy w tym sklepie!

SERDECZNIE pozdrawia Was BLONDYNKA :)

maja 18, 2014

Red Velvet Cupcakes

Red Velvet Cupcakes

Zostałam zaproszona do udziału w wydarzeniu dotyczącym Światowego Dnia Pieczenia. Wspólnie z kilkoma zaprzyjaźnionymi blogerkami (Basia i Julia,Bożena, Danusia ,Gosia ,Iwona ,
Justyna, Magda ,Marta ,Marzena ,Patryk i Ada) miałyśmy upiec Red Velvet Cupcakes. Przyznam się szczerze, że to moje pierwsze Red Velvet. Jakoś unikałam pieczenia tego ciasta. Na blogu Dusiowa Kuchnia znalazłam przepis, na którym się wzorowałam, jednak trochę pokombinowałam po swojemu, zamieniłam kilka składników na takie, które według mnie będą idealnie pasować. Nie wiem jak te babeczki smakowałyby, gdybym upiekła zgodnie z oryginałem, moje smakowały świetnie! Jeszcze przed dekoracją znikały w pokoju mojego syna. Według mnie super, nie przesłodzone. Zachęcam do spróbowania tego przepisu, a gdy zdecydujecie się upiec korzystając z przepisu z mojego bloga - zróbcie zdjęcie i wyślijcie mi je  - chciałabym tu stworzyć galerię zdjęć Waszych poczynań kulinarnych z przepisów z mojego bloga :)



Składniki na ok.20 babeczek:
  • 250 g mąki pszennej
  • 2 łyżki kakao
  • 2 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 1/2 łyżeczki sody
  • 100 g masła
  • 200 g  cukru trzcinowego
  • 1 łyżeczka pasty z wanilii
  • 1 łyżeczka czerwonego barwnika w żelu
  • 2 jajka
  • 120 g jogurtu naturalnego
  • 50 g mleka - tak ważyłam mleko :)
  • 1 łyżeczka octu jabłkowego

Masa budyniowa:
Masę wykonałam z TEGO przepisu.


Wykonanie:
Składniki oczywiście powinny być w temperaturze pokojowej.
Do jednej miseczki przesiałam mąkę, proszek do pieczenia kakao i wymieszałam. W drugiej miseczce zmieszałam jogurt z mlekiem i sodą. A do trzeciej miski włożyłam masło i miksowałam je na puszysty puch, następnie w kilku partiach dodawałam cukier i miksowałam dalej. Potem dodałam jajka i pastę z wanilii jedno po drugim. Miksując dalej dodawałam na przemian jogurt z mlekiem z mieszanką mąki i kakao. Czynność powtarzałam do wyczerpania składników. Na końcu dodałam barwnik i zmiksowałam do połączenia się składników. Ciasto powykładałam do papilotek. Piekłam w 175 stopniach przez ok 20 minut. Do tak zwanego suchego patyczka.



Upieczone i wystudzone babeczki udekorowałam masą budyniową z tego przepisu i posypką cukrową domową oraz tęczowym cukrem, również domowym.

SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

maja 18, 2014

Tęczowy Cukier

Tęczowy Cukier

Tęczowy cukier, a raczej kolorowy. Fajny dodatek, jaki prosty w wykonaniu. Wystarczy szczypta chęci, a jaki efekt. Do czego ten cukier można wykorzystać? Ja zrobiłam go jako awaryjna dekoracja wypieków. Cukier poprzesypywałam do słoiczków, w których będzie czekał na odpowiednią chwilę. Przykładowe wykorzystanie możecie zobaczyć w Red Velvet Cupcakes


Składniki:

Wykonanie:
Wsypujemy cukier do miseczki, tyle ile uważamy, że będzie nam potrzebna. Do cukry dodajemy odrobinę barwnika spożywczego i grzbietem łyżki rozcieramy cukier z barwnikiem. Robimy tak długo aż barwnik pokryje kolorem cały cukier. Następnie zabarwiony cukier wysypujemy na pergamin i zostawiamy na kilka godzin, aby wysechł.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)



Drukuj

Copyright © 2016 Blondynka Gotuje , Blogger