września 30, 2015

Schabowe Roladki z Chrzanem z Imbirem

Schabowe Roladki z Chrzanem z Imbirem

Są dni kiedy mi się nie chce nic, totalnie nic. Obiad jednak trzeba zrobić, dziecko przyjdzie głodne ze szkoły. Na talerzyku rozmrażały się dwa plastry schabu. Najprościej i najszybciej mogłabym usmażyć kotlety, ale ostatnio były, bardzo lubimy, ale nie chcę aby się nam znudziły. Schabowe inaczej? A może, a może całkiem inaczej? Coś całkiem innego? Zerknęłam na moją mini spiżarkę słoiczków ETERNO i oświeciło mnie. Mój wzrok przykuł nasz ulubiony Chrzan z Imbirem. Poważnie, wyżeramy go łyżeczką do kanapek i czasami z nim kombinuję przy obiadach. Tak narodził się pomysł na te roladki. Szybkie, łatwe, nie trzeba wiązać, bo gdyby trzeba było to bym ich nie robiła, Leń tego dnia był bardzo silny :) Ale co i jak opowiem w trakcie pisania przepisu. Aaaa, zapomniałabym, bardzo smakowały, a Syn był bardzo pozytywnie zaskoczony :)





Składniki na 2 osoby:
  • 2 plastry schabu takie jak na kotlety (moje były ok 1 cm grubości)
  • Chrzan z Imbirem
  • sól
  • pieprz papryka słodka mielona
  • mąka do obtoczenia
  • łyżeczka cukru
  • 2 niewielkie cebule
  • olej do smażenia
  • kurkuma

Wykonanie:
Plastry schabu rozbiłam tłuczkiem do mięsa na cienkie kotlety i przyprawiłam solą, pieprzem i papryką mieloną. Cebulę obrałam i pokroiłam na kilkumilimetrowe plastry. W woku rozgrzałam niewielką ilość oleju i na rozgrzany tłuszcz ułożyłam cebulę, po kilku minutach posoliłam ją i posypałam łyżeczką cukru, po chwili podlałam 50 ml wody, przykryłam wok pokrywką i dalej dusiłam na wolnym ogniu, w międzyczasie oprószyłam cebulę kurkumą. Rozbite i przyprawione kotlety posmarowałam chrzanem i zawinęłam je jak roladę. Każdą roladę obtoczyłam w mące i obsmażyłam z każdej strony na gorącym oleju. Obsmażone umieściłam w woku, obkładając je cebulą. Dusiłam kilka minut pod przykryciem. Jak widać  podałam z utłuczonymi ziemniakami i kiszonymi ogórkami, oczywiście własnej roboty ;)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)



/*post zawiera lokowanie produktów firmy Ballarini: wok Granitium i patelnia płytka LUCCA/

września 23, 2015

Krój Gotuj, WOW - ale książka!

Krój Gotuj, WOW - ale książka!

Dolce Vita (słodkiego, szczęśliwego życia), tłumaczenie mamy, ale co to oznacza i skąd się to wzięło? Włochy Kochani! Miłość do jedzenia tej narodowości to nie tylko miłość do gotowania, ale to cała kultura jedzenia, szacunku i sztuki tworzenia. Nie powinno się jadać samotnie, ale wspólnie, rodzinnie, wśród przyjaciół i wspólny posiłek powinien trwać nie mniej niż dwie godziny. Składać się z :
  • antipasti (małe przystawki)
  • il primo (pierwsze danie, pasta)
  • il secondo (drugie danie, mięso, ryby, bądź same warzywa)
  • insalata (sałatka)
  • formaggi e frutta (ser i świeże owoce sezonowe)
  • dolce (deser)


Klimat podczas jedzenia, szacunek do jedzenia, używanie wyłącznie świeżych i sezonowych produktów. Włosi bazują głównie na swoich regionalnych produktach. Nie zmieniają swoich kultowych potraw, bo wychodzą z założenia, że nie ma sensu zmieniać tego co jest idealne. Wolą skupić się na poszukiwaniach najświeższych i na jak najlepszej jakości towarów poszukując je na lokalnych ryneczkach. Podoba mi się wiele rzeczy w tym klimacie, skupię się tylko na kilku. Szacunek do jedzenia, zakupy na lokalnych rynkach to zarówno i oszczędność, ale przede wszystkim szacunek do rodaków i wspieranie lokalnych handlarzy, w zamian otrzymują najwyższej jakości produkt. Stałe i niezmienne potrawy, które różnią się jedynie pewnymi niuansami, w zależności w jakim regionie Włoch są przygotowywane. Włosi Carbonarę mają jedną, Pesto, Tiramisu, Cantucci itp. mają jedną wersję! A nie tak jak widzę często u nas potrawy, które z oryginałem łączy tylko nazwa, bo w składnikach niestety. Kiedyś sama popełniałam takie grzeszki, ale od dłuższego czasu szanuję oryginał i jak robię to się go trzymam, a jak coś zmieniam lub podmieniam składniki, po prostu piszę inną nazwę, bo to już nie jest oryginał. Na koniec wspólne biesiadowanie nadaje klimat zarówno potrawom jak i atmosferze jaka panuje wśród biesiadujących, łamanie chlebem i wiele innych fajnych zachowań jakie moglibyśmy wprowadzić do naszych domów. Sama wiem jak świetnie smakuje pizza kiedy razem z synem siadamy na kanapie i zajadamy się, kawałek po kawałku, znika jedna, czasami dwie. A jak sama mam jeść podobną pizzę, to już nie jest to samo, niby pyszna, ale brakuje , no właśnie towarzystwa :)



A wiecie, że każdy region Włoch ma swoje wyroby, z których słynie? Który słynie z nabiału? Który z oliwy? Który słynie z najlepszych nadziewanych pierożków? A który z najlepszych owoców morza? Tego celowo nie napiszę, bo warto przeczytać o tym i wielu innych ciekawostkach w książce "Krój, Gotuj, WOW" wydawnictwo Insignis.



No właśnie Włochy Włochami, a tu książkę mam przecież. Tak więc Jest to duża, solidnie wykonana książka w miękkiej, ale grubej oprawie. Ja jestem zachwycona pomysłem, treścią i szatą graficzną. Książka w formie komiksu! Rewelacja! Mało tego zawiera mnóstwo świetnie opisanych ciekawostek, o których wspomniałam na początku. 50 oryginalnych włoskich przepisów wyrażonych w obrazkach i krótkich opisach. Drodzy Panowie, będziecie zachwyceni! Przepisy, w których nie ma żadnych dla Was nudnych i skomplikowanych opisów, jesteście wzrokowcami, a tam obrazki, jasne i czytelne! Książka dla Blondynek i dla każdego, bo są tam potrawy i łatwe i te bardziej skomplikowane, ale wszystkie wyrażone w obrazkach. Nikt nie wpadnie w kompleksy, że potrawa tak ładnie wykonana, bo tu nie ma zdjęć, są animowane obrazki,czyli w jaki sposób ułożysz danie na talerzu zależy od Twojej wyobraźni! Zabawne sugestie typu "nie spal masła, ani szałwii" :) Jasne i czytelne polecenia! Podzielona jest na kilka części: Przystawki, Makarony, Dania Główne, Wypieki i Desery, Extra Info. To jest pierwsza książka kulinarna, którą przeczytałam od deski do deski za jednym podejściem, mało tego po przeczytaniu od razu miałam ochotę pobiec do kuchni i ugotować z niej nie jedno danie, ale co najmniej 40! Moje zapędy jednak ostudził brak czasu i jak na razie zrobiłam pizzę, ale nie ściśle z przepisu, ale zaczerpnęłam pomysł, bo ten egzemplarz to kopalnia inspiracji. To właśnie z ta książka oświeciła mnie, że Pizza Margherita to nie taka jaką spotykamy w naszych pizzeriach (sos pomidorowy i ser) tylko pokrojone w kostkę pomidory, oliwa i mozzarella! Nie macie pojęcia jakie to jest pyszne i ta oliwa! Proste, a takie pyszne! Zaskoczeniem było również to, że mój syn, który lubi zjeść, czasami coś ugotuje, ale nie jest to jego pasją sięgnął po książkę i zrobił mi listę dań, które powinnam przygotować z tej książki. I wiecie co? Za kilka dni będzie Dzień Chłopaka, więc tak sobie pomyślałam, że to będzie świetny prezent dla Waszych mężczyzn. Po takiej lekturze myślę, że chętnie pójdą do kuchni przygotować Wam coś pysznego i nie będą musieli pytać jak i co zrobić, bo tam wszystko jest dokładnie narysowane! 



Nie byłabym sobą, gdybym się do czegoś nie przyczepiła, Więc czynię to w tym momencie. Otwarta książka po położeniu na blacie zamyka się, trzeba po bokach coś położyć, aby podczas gotowania nie zamknęła się, ale taką wadę da się przeżyć. Na koniec powiem, że premierę ma 23 września, ale już teraz można ją kupić w wydawnictwie Insignis.

SERDECZNIE pozdrawia WAS
Wasza BLONDYNKA :)


września 22, 2015

Śliwki Węgierki w Zalewie Octowej i Ocet Śliwkowy

Śliwki Węgierki w Zalewie Octowej i Ocet Śliwkowy

Najlepsze śliwki w wytrawnej zalewie jadłam z firmy Eterno. Poważnie. W domu od kilku dni nie robię nic innego jak tylko smażę powidła. Powidła z cynamonem,  powidła z goździkami, powidła bez przypraw, aż w końcu pomyślałam, a może by tak? Może by tak coś mniej słodkiego z tych śliwek zrobić? Padło na śliwki w occie. No to szukam, szperam po tym całym internecie i czytam. Ojej, tyle czasu moczyć, odcedzać, moczyć, jakaś masakra. Zrobiłam kolejne powidła. Jednak te śliwki nie dawały mi spokoju. Wypchnęłam Lenia za drzwi i poszłam do kuchni. Leń wrócił za 10 minut, bo nastawienie tych śliwek właśnie tyle mi zajęło. I wiecie co? Warto było, w sumie to śliwki robią się same. Pokusiłam się o własne proporcje zalewy, gdyż nie chciałam uzyskać mocno octowej. Bo przecież, nie trzeba ich niańczyć przez 96 godzin :) Do czego takie śliwki są dobre? Do mięs, do śledzi, do widelca, czyli wyżerać prosto ze słoika też można :) 



Składniki:
  • 1 kg śliwek węgierek
  • 275 ml octu 10% (1/2 i 1/4 szklanki)
  • 250 ml wody
  • 3 laski cynamonu
  • 20 goździków
  • 500 g cukru

Wykonanie:
Wszystkie składniki oprócz śliwek umieściłam w garnku i doprowadziłam do zagotowania. Co jakiś czas przemieszałam łyżką, żeby cukier się dobrze rozpuścił. W czasie, w którym zalewa stała na palniku, ja zajęłam się śliwkami. Umyłam je i każdą nacięłam nożem, aby delikatnie usunąć pestki. Dlaczego delikatnie? Bo chciałam aby śliwki zachowały kształt i nie otwierały się za bardzo. 



Zagotowaną zalewę odstawiłam do wystudzenia. Ciepłą, ale nie gorącą zalałam śliwki w drugim garnku, przykryłam pokrywką i jak już całkowicie wystygła wstawiłam do lodówki na 48 h. Po tym czasie odcedziłam śliwki do miski, zalewę z laskami cynamonu i goździkami ponownie doprowadziłam do wrzenia, odstawiłam do lekkiego wystudzenia i do ciepłej zalewy włożyłam przełożone wcześniej do miski śliwki. Garnek przykryłam pokrywką i po całkowitym wystudzeniu wstawiłam do lodówki na kolejne 48 h. Po tym czasie ponownie odcedziłam śliwki, zostawiając w zalewie laski cynamonu i goździki, doprowadziłam zalewę do wrzenia, a w międzyczasie powkładałam odcedzone śliwki do wyparzonych wcześniej słoików, zalałam je gorącą zalewą (tu już bez lasek i goździków), słoiki zakręciłam (czyt. zakręcił mi mój syn, bo ja nie mam tyle siły), wstawiłam do dużego garnka, którego dno wyłożyłam lnianą ściereczką, gorące słoiki zalałam gorącą wodą, przykryłam garnek pokrywką i gotowałam 15 minut od chwili zagotowania się wody.



A po zalaniu śliwek została mi jeszcze zalewa octowo śliwkowa, taki ocet śliwkowy, więc przelałam ją do butelek i taki śliwkowy ocet też kiedyś do czegoś wykorzystam.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


września 19, 2015

Pizza Margherita - Najlepsza! (idealne ciasto do pizzy)

Pizza Margherita - Najlepsza! (idealne ciasto do pizzy)

Wielu ciast na pizzę próbowała, ale to jest dla mnie idealne i przy tym zostałam od kilku lat. Nie zamierzam zmieniać to co jest idealne. Matgerita to najprostsza pod względem składu pizza. Tą, którą dziś proponuję jest najlepsza jaką kiedykolwiek jadłam! Aromatyczna i smak oliwy.... mmmmm, pyszności! Proponuję inną metodę pieczenia, zróbcie krok po kroku to co dziś proponuję, a zobaczycie, że ta pizza zostanie z Wami na zawsze! Brakowało mi tu jeszcze świeżych liści bazylii ułożonych po upieczeniu, ale siła wyższa, brakowało świeżej bazylii i na balkonie i w sklepie, ale i taka jest przepyszna!



Ciasto na 2 pizze:
  • 4 szklanki mąki pszennej (niepełne)
  • 25 g świeżych drożdży
  • 1 i 1/2 łyżeczki soli
  • 3/4 łyżki cukru
  • 1 łyżka oliwy z oliwek
  • 1 i 1/2 szklanki ciepłej wody 
*moja szklanka zawsze ma 250 ml

Dodatkowo:
  • oliwa z oliwek
  • 4 pomidory
  • bazylia suszona
  • sól
  • pieprz
  • 2 kulki mozzarelli

Wykonanie:
Na dno miski wsypałam sól, potem przesiałam do niej mąkę, w której na środku zrobiłam wgłębienie, w które wsypałam cukier, pokruszyłam drożdże, wlewając wodę mieszałam drożdże z cukrem i delikatnie zagarnęłam troszeczkę mąki. Miskę przykryłam lnianą ściereczką i odstawiłam na około 15 minut. Po tym czasie drożdże ruszyły i prawie podwoiły swoją objętość, wtedy łyżką wymieszałam wszystkie składniki, włożyłam ręce w miskę i energicznie zagniatałam ciasto kilka minut, potem wlałam łyżkę oliwy i zagniatałam dalej, około 10 minut.  Zagniecione ciasto podzieliłam na dwie części, z każdej uformowałam kulkę i położyłam na drewnianej desce oprószonej mąką, przykryłam lnianą ściereczką i odstawiłam do wyrośnięcia na około godzinę do podwojenia objętości. 

Kiedy ciasto rosło zajęłam się pomidorami. Umyłam je, nacięłam lekko nożem, tak aby tylko przeciąć skórkę, nacięcia na krzyż. W czajniku zgotowałam wodę i wrzątkiem polałam pomidory. Ściągnęłam z nich skórkę, pokroiłam w ósemki, wydrążyłam gniazda nasienne, a miąższ pokroiłam w kostkę. Ser mozzarella pokroiłam na plastry grubości około 3 milimetrów.



Ustawiłam piekarnik na 220-240 stopni i zajęłam się ciastem. Uderzyłam pięścią w wyrośniętą kulkę ciasta, aby pozbyć się powietrza i rozkręciłam ją w rękach na cienki placek, w taki sposób aby boki były troszeczkę grubsze niż środek. Możesz rozwałkować ciasto wałkiem, ale będzie różnica w wyglądzie, w smak jednak pozostanie taki sam ;)
Rozkręcony placek ułożyłam na blaszce do pizzy, wyłożyłam pomidory pokrojone w kostkę i skropiłam oliwą z oliwek. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika i piekłam około 15 minut, po tym czasie wysunęłam pizzę z piekarnika, posypałam pomidory świeżo zmieloną solą, pieprzem i suszoną bazylią. Na wierzch ułożyłam plasterki mozzarelli, skropiłam oliwą z oliwek i piekłam jeszcze około 5-8 minut do czasu rozpuszczenia się sera. Po upieczeniu wystarczy wyciągnąć pizzę i jeść. Oliwa zrobiła naprawdę świetną robotę!
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 18, 2015

Czekoladki Duo z Owocami - Łatwe!

Czekoladki Duo z Owocami - Łatwe!

Słodki smak czekolady przełamany kwaskowatym owocem? To jest rewelacja! Nie jest to tylko moja opinia, ale mnóstwa osób, które próbowały te czekoladki. A ja? Ja produkowałam je jak szalona, bo smakowały również mnie. No dobrze, zachwycały smakiem do takiego stopnia, że mocno musiałam się powstrzymywać, aby nie biegać co chwileczkę do lodówki po kolejną. Trudność wykonania? Zerowa. Wystarczy tylko roztopić czekolady :) Efekt WOW, gwarantowany! Niech ten post będzie dla Was inspiracją, bo ilość czekolady zależy od tego jakich foremek będziecie używać. A co jest jeszcze fajne? Do wykonania tych czekoladek nie trzeba mieć specjalnie zdolności manualnych ;) Czyli idealne dla mnie :D


Składniki:
  • czekolada mleczna
  • czekolada biała
  • kilka świeżych malin
  • kilka świeżych jeżyn

Wykonanie:
W pierwszej kolejności rozpuściłam białą czekoladę, oczywiście w kąpieli wodnej. Wylałam ją do silikonowej foremki do czekoladek, tylko do połowy  wgłębienia. Do każdego wgłębienia wcisnęłam po jednym owocu. Formę wstawiłam do lodówki, a w tym czasie zajęłam się roztapianiem mlecznej czekolady. Kiedy czekolada ładnie się rozpuściła, wyjęłam formę z czekoladkami i wypełniłam wgłębienia do pełna mleczną czekoladą. Wstawiłam formę do lodówki, a po około 2 godzinach czekoladki były gotowe do jedzenia.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


września 16, 2015

Granola z Herbatą Matcha - moje love!

Granola z Herbatą Matcha - moje love!

Domowa granola to jest to co uwielbiam, ale granola z herbatą Matcha to mistrzostwo świata dla mnie. Stali czytelnicy wiedzą, że Blondynka uwielbia smak tej herbaty. Więc czemu nie dodać jej do granoli? Dodałam, zjadłam i odleciałam! Normalnie bosski smak! To jest mój numer jeden jeśli chodzi o granolę! Najlepiej smakuje z mlekiem, a dodanie jeżyn i malin z syropu cukrowego to rewelacja. Przepis na jeżyny w syropie jest na blogu w dziale przetwory ;) Przygotowanie samej granoli to naprawdę kilka chwil plus godzinka w piekarniku. Możecie dodać różne orzechy, ziarna i suszone owoce jakie macie w domu, jakie lubicie. Moja mieszanka mi bardzo smakowała!




 Składniki:
  • 3 szklanki płatków owsianych
  • 2 szklanki orzechów i nasion ( u mnie orzechy brazylijskie, pecan, macadamia, migdały w płatkach, nasiona Chia, ziarna słonecznika)
  • 1/4 szklanki syropu z agawy lub syropu klonowego
  • 1/4 szklanki cukru trzcinowego
  • 2 łyżki oleju kokosowego
  • 2 łyżeczki ekstraktu z wanilii (użyłam domowego)
  • szczypta soli
  • 2 i 1/2 łyżeczki herbaty Matcha
  • 1 szklanka suszonych jagód (u mnie jagody goji, morwa biała, kandyzowana czarna porzeczka)


Wykonanie:
Do jednej miski wsypałam płatki owsiane, orzechy (pokroiłam co z grubsza), nasiona, cukier trzcinowy i wymieszałam wszystko. Do mniejszej miseczki wlałam syrop klonowy, rozpuszczony olej kokosowy, ekstrakt z wanilii, wsypałam sól i wymieszałam wszystko. I teraz to co płynne z małej miseczki wlałam do dużej miski z płatkami i wymieszałam wszystko łyżką, tak aby wszystkie składniki pokryły się mokrymi składnikami. Taką mieszankę wyłożyłam na dużą blachę pokrytą papierem do pieczenia i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 120 stopni i piekłam ok. 1 godzinę, ale co 15 minut otwierałam piekarnik i mieszankę przemieszałam. Blacha duża ta od kompletu z piekarnikiem, bo granoli wychodzi dość dużo. Obserwujcie granolę i stopień upieczenia, bo każdy piekarnik inaczej piecze i być może będziecie musieli wyciągnąć ją wcześniej niż ja lub odrobinkę wydłużyć czas pieczenia. Kiedy granola już się upiekła, wyjęłam ją z piekarnika i dałam jej chwilkę ostygnąć. Potem przełożyłam ją do miski, na upieczoną i lekko ostudzoną granolę przesiałam herbatę Matcha, wymieszałam tak aby herbata pokryła całą granolę, dosypałam suszone owoce i ponownie wymieszałam. Kochani, dla mnie rewelacja smakowa :)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


września 16, 2015

Maliny w Syropie

Maliny w Syropie


W tym roku malin miałam dosłownie śladowe ilości, a kupować po 13 zł za kg średnio mi się uśmiechało. Więc to co miałam zamroziłam woreczek i słoik zasypałam cukrem. Bardzo lubię takie maliny, mogłabym je dodawać prawie do wszystkiego! Pamiętam jak moja mama robiła tak nie tylko maliny, ale jagody i inne owoce. Są łatwe w wykonaniu, nie podaję dokładnych proporcji, bo to nie ma sensu, każdy słoik jest inny, a tu wystarczy tylko przesypać cukrem warstwy owoców, a potem tylko zapasteryzować.



Składniki:
  • maliny
  • cukier
  • chęci ;)

Wykonanie:
Potrzebujemy wyparzone słoiki. Wsypałam warstwę malin, na nią łyżkę cukru, znowu warstwa malin, łyżka cukru, warstwa malin, łyżka cukru itd. W słoiku o pojemności ok. 330 ml warstw mi wyszło chyba 4 i to wychodzi 4 pełne łyżki cukru. Słoik zakręciłam lekko i pozostawiłam na całą noc. Po tym czasie słoik dokręciłam bardzo mocno, wstawiłam do garnka, którego dno wyłożyłam lnianą ściereczką, wlałam zimnej wody tyle aby sięgała do 2/3 wysokości słoika i postawiłam na gaz, czyli to tak zwana pasteryzacja. Od momentu zagotowania wody gotowałam 10-15 minut, potem wyciągnęłam słoik, postawiłam na ręczniku dnem do góry i pozostawiłam do ostygnięcia. I jak widać na załączonym obrazku, maliny się lekko skurczyły, ale tak ma być Kochani!
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 15, 2015

Makaron Na Słodko z Serem i Jeżynami, wersja na wynos ;)

Makaron Na Słodko z Serem i Jeżynami, wersja na wynos ;)

Jejku, jak mi się tego chciało! Czego? Makaronu na słodko!Nom. Tylko cichooo, bo jak Włosi by to usłyszeli to by mnie udusili za takie połączenie makaronu :) Ale pysznie było, poważnie! Do tego łatwo i szybko tak jak lubię. Dlaczego jadłam ze słoika? Bo chciałam i czasami tak jadam. Słoik nie wymaga siedzenia przy jedzeniu, można w biegu, Można zakręcić i zabrać ze sobą na przykład do pracy. Słoik rozumie i nie ingeruje w smak, bo jest szklany, a szkło nie pochłania smaku ani zapachu, ani nie zmienia właściwości jedzenia, Jest praktyczne i łatwe w utrzymaniu w czystości.Odporne na różne temperatury. Ale ma zalet to szkło, a za słoiki z serduszkiem dziękuję Friends Of Glass, kiedy tylko na nie zerkam to się uśmiecham i do słoika, i do całej ekipy i do Was moi Kochani Czytelnicy.



Składniki:
  • małe opakowanie makaronu gwiazdki (możecie użyć innego drobnego)
  • jeżyny
  • 250 g sera białego
  • cukier lub inny słodzik
  • migdały w płatkach

Wykonanie:
 Makaron ugotowałam zgodnie z instrukcjami na opakowaniu w lekko osolonej wodzie. Po ugotowaniu odcedziłam i przelałam zimną wodą, żeby mi się nie sklejał. 
Część jeżyn pozostawiłam w całości, a resztę zmiksowałam, można troszkę posłodzić, następnie przetarłam je przez sitko aby pozbyć się pesteczek.
Ser biały osłodziłam i zmiksowałam z malakserze. Migdały można podprażyć na suchej patelni, ale ja wolałam takie nie podpiekane.
Teraz tak, w słoiku ułożyłam kolejno: warstwa makaronu, warstwa całych jeżyn, na nie warstwa sera białego, potem mus i znowu makaron, ser biały, mus z jeżyn i na wierzch całe owoce, a to wszystko posypałam płatkami migdałów.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 15, 2015

Chleb Orkiszowy Pełnoziarnisty z Ziarnami - łatwy i długo świeży!

Chleb Orkiszowy Pełnoziarnisty z Ziarnami - łatwy i długo świeży!

Jakiś czas temu znalazłam sklep internetowy Biogra, który w swojej ofercie ma wyłącznie produkty orkiszowe. Oferta nie jest szczególnie rozwinięta, ale mają tam to co potrzebowałam. Mąki,otręby i makarony. Dostają ode mnie plusy zarówno za jakość, ale przede wszystkim za czytelne określenie typów mąki. Lubię jasność sytuacji, a nie w każdym sklepie mąki mają czytelnie opisany typ. No dobra pochwał na tyle, choć zasługują na więcej, ja polecam! Chleb, dziś zajmę się chlebem orkiszowym. Nie żadną tam mieszanką, ale chleb czysto orkiszowy. Tu poleciałam do Margarytki, która jak co się zdarza coraz częściej poratowała mnie swoim przepisem. Chleb jest zarąbisty! Zarówno świeży jak i na drugi dzień. Na trzeci nie wiem, bo zjedliśmy go szybko, bo taki był pyszny. Wilgotny, syty. wyrazisty w smaku i oczywiście bardzo zdrowy. Zwykle zaczyn robię na mące, cukrze, drożdżach i wodzie, a tu Asia miesza sobie wodę, ziarna miód, drożdże i wodę. No co, ja nie spróbuję? Spróbowałam i no powiem Wam, że fajnie wyszło. W dodatku ten chleb jest dla takich leniuchów jak ja, no i zapracowanych, nie trzeba go wyrabiać tylko mieszać łyżką. Nie rośnie zbyt długo. W ogóle jest mało wymagający. Tam sobie zamieniłam jeden składnik, ale to nie przeszkodziło aby wyszedł przepyszny. Oczywiście nie obyło się bez akcji typowych dla mnie, takich "Blondynkowych" (Blondynki, nie obrażać się tam, wiecie, że piszę z przymrużeniem oka). Jak w przepisie pisze blacha keksówka, to ma być keksówka. Chciałam zrobić w mniejszej chlebowej, mojej ulubionej Crusty Bake, ale ciasto rośnie jak szalone i musiałam grzecznie przełożyć do keksówki, bo normalnie by mi ciasto wykipiało :) A teraz poważnie. Do dzieła, działać mi tam, bo naprawdę Warto!





Składniki:

Wykonanie:
No to lecimy: Pestki dyni, ziarna sezamu, słonecznika i otręby wsypałam do miski. Przemieszałam sobie łyżką. Pokruszyłam do tego wszystkiego drożdże, wlałam miód i zalałam ciepłą wodą, wszystko wymieszałam, miskę przykryłam ściereczką i odstawiłam na około 15 minut. 

W tym czasie do drugiej miski wsypałam obie mąki i sól, wymieszałam.

Po 15 minutach drożdże ruszyły w misce i wtedy wsypałam do nich wymieszane mąki i wymieszałam wszystko łyżką. Ciasto jest klejące, ale to nic. Nie przejmujcie się ;) Miskę ponownie przykryłam lnianą ściereczką i odstawiłam na godzinę do wyrośnięcia, aby miało czas do podwojenia objętości.

Po godzinie włączyłam piekarnik i ustawiłam go na 220 stopni. Ciasto z miski wyłożyłam  formy tak zwanej keksówki o wymiarach 33 x 9 cm wysmarowanej tylko masłem. Ponownie odstawiłam ciasto do wyrośnięcia na 30 minut. Po tym czasie ciasto ładnie wypełni formę po brzegi. 

Po 30 minutach piekarnik już był nagrzany, wstawiłam do niego na sam dół prostokątną foremkę wypełnioną wodą. Formę z ciastem postawiłam na kratce na środkowym poziomie piekarnika i piekłam 10 minut w temperaturze 220 stopni, a potem zmniejszyłam temperaturę 190 stopni i piekłam 50 minut. Po tym czasie wyciągnęłam upieczony chleb i pozostawiłam do wystygnięcia. Mój brak cierpliwości jednak nie pozwolił mi na zostawienie chleba w spokoju, więc zaczęłam go wyciągać z blachy, podważając boki nożem :) No ale wiecie, że ja jestem mało cierpliwa :) Chleb kroiłam jak praktycznie był wystudzony i powiem Wam, że fantastycznie smakował! 
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA ;)



września 11, 2015

Jeżyny w Syropie z Cukrem Kandyzowanym

Jeżyny w Syropie z Cukrem Kandyzowanym

Kolejna propozycja na jeżynki w syropie, tym razem z mieszanką cukrów :) Szperając w necie nie widziałam aby się ktoś zbytnio zajmował się jeżynami, malinami owszem, a jeżynami raczej nie bardzo. Tak więc przez przypadek wpadłam na Damsko- męskie spojrzenie na kuchnię, gdzie maliny zalano takim syropem ja postanowiłam zalać, ale jeżyny. Próbowałam po dwóch tygodniach i są fajne! Dlatego, że próbowałam i że smakowało mi, no i że łatwe to przepis trafił na mój blog.


Składniki:
  • jeżyny
  • 1 i 1/2 szklanki cukru białego
  • 1/2 szklanki domowego cukru z wanilią
  • 1/2 szklanki cukru kandyzowanego 
  • 1 i 1/2 litra wody

Wykonanie:
Wszystkie składniki oprócz jeżyn umieściłam w garnku i ugotowałam syrop. Gotowałam do momentu lekkiego zgęstnienia syropu. W czasie, w którym gotował się syrop oczyszczone i przebrane jeżyny poukładałam w słoikach. Potem gorącym syropem zalałam owoce w słoikach, syn pomógł mi mocno zakręcić słoiki, które potem umieściłam w dużym garnku, którego dno wyłożyłam lnianą ściereczką, zalałam gorącą wodą, garnek przykryłam pokrywką i gotowałam od 5- 10 minut od momentu zagotowania się wody. Czas zależał od wielkości słoików, miałam różne wielkości, bo trochę tego się naprodukowałam :) Potem słoiki powyciągałam i ustawiłam na ręczniku, drugim ręcznikiem otuliłam słoiki i pozostawiłam do całkowitego wystygnięcia.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)


Drukuj

Copyright © 2016 Blondynka Gotuje , Blogger