września 30, 2016

"Love Tanya" jako przewodnik dla nastolatek

"Love Tanya" jako przewodnik dla nastolatek

Bez bicia przyznaję się, że wcześniej kompletnie nie kojarzyłam kim jest Tanya Burr. Nie zaglądałam i nadal nie zajrzałam na jej stronę, bo nie chciałam zepsuć sobie pierwszego wrażenia.

A pierwsze wrażenie było bardzo pozytywne. Na tyle miłe, że książkę przeczytałam od deski do deski i przez czas jaki poświęciłam na czytanie poczułam się jak nastolatka. Właśnie tak uważam, że książka najlepiej pasuje dla dorastających dziewczyn i młodych kobiet. Dla tej grupy wiekowej książka może się stać takim jakby osobistym pamiętnikiem i źródłem podstawowej i ważnej w tym wieku wiedzy na temat mody, urody i życia.




Pierwszy rozdział opisuje historię autorki, wspomnienia z dzieciństwa i dorastania, dzięki temu między czytelniczką a autorką powstaje więź emocjonalna i tworzy się nić zaufania. Dzięki temu dalsze rozdziały stają się bardziej wiarygodne. Dodatkowo zauważyłam bardzo sprytnie wplecione strony przygotowane do samodzielnego wypełniania i tworzenia osobistych list nadają książce charakter osobistego dziennika.




Jako matka ten tytuł widzę jako rozsądny i trafiony prezent (na przykład gwiazdkowy lub urodzinowy) dla Waszych córek (ja mam syna) lub innych bliskich nastolatek, które chcielibyście obdarować.  



Książka treścią, szatą graficzną i konstrukcją będzie bardzo mocno przyciągać potencjalną czytelniczkę, która na ten czas oderwie się od komputera i smartfona, a zachęci do takiego zwyczajnego lecz niezwykle magicznego czytania. Zdradzę Wam, że nawet może zmotywować ją do pierwszych prób kulinarnych, bo jeden z rozdziałów zachęca do przygotowania czegoś smacznego, zdrowego nie tylko dla siebie, ale i najbliższych.



Tytuł: Love Tanya
Autor: Tanya Burr
Wydawnictwo: Insignis
Premiera: 28.09.2016

WASZA Blondynka :)

września 28, 2016

Proste Drożdżówki z Nadzieniem Kakaowo - Kokosowym

Proste Drożdżówki z Nadzieniem Kakaowo - Kokosowym


W moim domu ciasto drożdżowe jest zawsze mile widziane, to nadzienie to wspomnienie z mojego dzieciństwa. Pamiętam jak mam piekła w keksówce drożdżowe z kakaowym nadzieniem z kokosem. To nadzienie podbiło serce również mojego syna i gdy tylko z piekarnika wyciągam takie drożdżówki od razu zaczynają znikać z deski. Kątem oka widzę tylko jak po jednej wynosi je mój syn. Świetne uczucie. Drożdżówki długo zachowują świeżość, choć nie sądzę aby to było dla Was istotne, bo w przypadku tych drożdżówek nie przewiduję aby zbyt długo leżały na Waszych stołach :) Jeśli chcecie zobaczyć jak ja przygotowuję ciasto drożdżowe, zapraszam do posta Jak zrobić ciasto drożdżowe tam zobaczycie krok po kroku w jaki sposób wyrabiam ciasto, jeśli chodzi o proporcje w tym przypadku je "podrasowałam" i ciasto wychodzi jeszcze lepsze!


Składniki:
  • 570 g mąki pszennej
  • 40 g świeżych drożdży
  • 1/4 szklanki cukru
  • 2 jajka
  • 250 ml mleka
  • 1/2 łyżeczki soli
  • 70 g masła rozpuszczonego
  • 1 łyżka ekstraktu z wanilii ( u mnie domowy)
Nadzienie:
  • 2 łyżki kakao gorzkiego
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 2 łyżeczki kwaśnej śmietany
  • wiórki kokosowe
Często zamiast gorzkiego kakao używam słodkiego napoju kakaowego typu Puchatek, Nesquick itp. Wtedy zmniejszam ilość cukru pudru. Tu panuje zasada próbowania mieszanki, która po wymieszaniu powinna być lekko rzadka, bo po dodaniu wiórków kokosowych mieszanka staje się gęsta, dzięki temu może i trudniej ją rozsmarować (choć wg mnie nie jest trudno), ale za to nie wycieka i nie rozpływa się podczas pieczenia.

Kruszonka:
  • 2 łyżki cukru pudru
  • 2 łyżki mąki pszennej
  • 2 łyżki masła roztopionego
Wszystkie składniki należy wymieszać najlepiej palcami metodą rozcierania pomiędzy palcami.

Sposób przygotowania:
W pierwszej kolejności zabieram się za ciasto. Do dużej miski wsypuję sól, na nią mąkę, w której przy za pomocą łyżki robię na środku wgłębienie, do którego wsypuję cukier, kruszę drożdże i zalewam je ciepłym, ale nie gorącym mlekiem mieszając łyżką we wgłębieniu w taki sposób, aby drożdże się rozpuściły, przy okazji zagarniając niewielką ilość mąki. Miskę przykrywam ściereczką i odstawiam na jakieś 15 minut aby rozczyn ruszył, czyli podwoił swoją objętość. Po tym czasie wszystko razem mieszam łyżką dodając roztrzepane jajka i ekstrakt waniliowy, wyciągam łyżkę i dalej wyrabiam ręką do momentu, w którym ciasto zaczęło ładnie odchodzić od dłoni, wtedy wlewam rozpuszczone masło i wyrabiam do momentu, w którym ciasto stanie się matowe. Wtedy miskę przykrywam ściereczką i odstawiam do wyrośnięcia na 1- 2 godziny. Chodzi tu o to aby podwoiło swoją objętość. Po tym czasie uderzam w ciasto pięścią, aby je odpowietrzyć, rozwałkowuję na kształt prostokąta na blacie oprószonym mąką. Smaruję całość nadzieniem kakaowym z kokosem, ale zostawiam 1 cm brzegi bez nadzienia. Wzdłuż dłuższego boku składam ciasto na trzy razy, potem kroję na 3-5 cm kawałki, każdy skręcam tak jak przy Drożdżówkach z malinami i czekoladą, układam je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i odstawiam do wyrośnięcia na około 20- 30 minut.


 Po tym czasie każdą smaruję mlekiem i posypuję kruszonką. Potem wstawiam do piekarnika nagrzanego do 200 stopni i piekę 15-20 minut. 


Po prostu mają mieć dobrze wypieczony spód i wierzch złoto-brązowy. Ale co ja Wam będę tu tłumaczyć jak doskonale wiecie, że najlepiej piecze się na oko, sprawdzamy stan wypieczenia drożdżówek, prawda?


Ps. Kruszonkę i nadzienie robię w czasie, w którym ciasto drożdżowe wyrasta ;)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 23, 2016

Kapuśniaczki

Kapuśniaczki

Bardzo lubię kapuśniaczki, ale jakoś nigdy nie było mi po drodze, żeby przygotować je samodzielnie. Dość konkretnie zmobilizowała mnie wizyta kogoś bardzo bliskiego kogo nie widziałam wiele lat. Dlaczego? Proste, chciałam podać do jedzenia tylko to co ten ktoś bardzo lubi, a nie jest w stanie sobie tego przygotować. Na liście znalazły się też kapuśniaczki, a ja ambitna bestia od razu zaoferowałam się, że jasne zrobię, bardzo chętnie. Chwila paniki, a jak nie wyjdą? Ale jak mogłyby nie wyjść, przecież to ciasto drożdżowe, na które przepis postanowiłam wykorzystać ten, który jest na stronie Moje Wypieki, a farsz chciałam zrobić taki jaki przygotowuję do krokietów z kapustą i grzybami. Potem przyszedł pech, a może niefart? Nie ważne, po prostu w żadnym sklepie, ani pobliskim markecie nie było pieczarek! Wyobrażacie to sobie? W żadnym dużym markecie nie było ani jednej pieczarki! Postanowiłam zaimprowizować. Użyłam suszonych i zamrożonych wcześniej odważonych grzybów. Nie żałuję, bo farsz wyszedł mega smaczny. Teraz jak to piszę mam za sobą już kilka partii upieczonych kapuśniaczków, bo tamte pierwsze jeszcze ciepłe od razu zniknęły z talerza. Ciasto jest świetne, mięciutkie i delikatne, a do tego na drugi i trzeci dzień jest świeże i smaczne, a podgrzane na tosterze smakują bosko i prawie tak samo jak takie wyciągnięte prosto z piekarnika.


Składniki:
CIASTO:
  • 350 ml letniego mleka
  • 60 g masła roztopionego i przestudzonego
  • 1/2 łyżki cukru
  • 2 łyżeczki soli
  • 2 duże jajka
  • 560 g mąki pszennej
  • 20 g świeżych drożdży lub 10 g suchych drożdży
FARSZ:
  • 500 g kapusty kiszonej
  • 1 marchewka
  • 2-3 liście laurowe
  • 3-5 ziaren ziela angielskiego
  • 1 garść suszonych grzybów
  • 1,5 - 2 szklanki podgotowanych grzybów (u mnie zamrożonych)
  • 1 duża cebula
  • 2-3 łyżki oleju lub oliwy z oliwek
  • sól
  • pieprz
  • kminek mielony
DODATKOWO:

FARSZ:
Kapustę kiszoną wyłożyłam na sito i przepłukałam kilkukrotnie w zimnej wodzie. Włożyłam do garnka, dodałam marchewkę startą na tarce o grubych oczkach, zalałam zimną wodą tak aby tylko przykryła kapustę, dorzuciłam liście laurowe i ziele angielskie i postawiłam na nie duży ogień. Kapustę gotuję do miękkości. W połowie czasu gotowania dolewam wodę po namoczeniu suszonych grzybach.
Grzyby mrożone rozmroziłam wcześniej. Grzyby suszone włożyłam do mniejszej miseczki, zalałam wrzątkiem i przykryłam miseczkę talerzykiem. Odstawiłam na około 30 minut. W tym czasie cebulę pokroiłam w kostkę i odstawiłam na bok.  Namoczone suszone grzyby i te rozmrożone przepuszczam przez maszynkę do mięsa. I teraz tak. Na patelni na niedużej ilości oleju smażę cebulę do momentu zeszklenia, potem dokładam zmielone grzyby i przesmażam kilka chwil. Ugotowaną kapustę przecedzam na sicie i tu pasuje kapustę wystudzić, żeby się nie poparzyć. Ja cierpliwością nie grzeszę i rzadko kiedy czekam. Ale załóżmy, że wystudziłam kapustę, więc wyciągam z niej ziarna ziela angielskiego i liście laurowe. Kapustę odciskam na sicie i przekładam na deskę do krojenia, kroję na mniejsze kawałki. Przekładam ją do większej miski, dokładam przesmażone grzyby z cebulą, mieszam dokładnie. Wszystko doprawiam solą, pieprzem i niewielką ilością zmielonego kminku, ponownie mieszam. Jeśli farsz wyda Wam się zbyt suchy (jeszcze tak się nie zdarzyło) możecie dolać 1-2 łyżki oleju lub oliwy.
Farsz możecie przygotować sobie dzień wcześniej i wstawić go do lodówki.


CIASTO:
Jak już mam zrobiony farsz to w sumie połowa pracy już za mną. Teraz wystarczy zagnieść ciasto i upiec. No to lecimy z ciastem. Do dużej miski wsypuję sól. Na to przesiewam mąkę, robię w niej dołek, do którego wsypuję cukier, kruszę drożdże i wlewając ciepłe mleko mieszam łyżką w dołku tak aby drożdże się rozpuściły. Miskę przykrywam lnianą ściereczką i odstawiam na jakieś 15 minut do momentu ruszenia rozczynu. Chodzi tu o to aby rozczyn podwoił swoją objętość. Jak już rozczyn podwoił swoją objętość mieszam łyżką wszystkie składniki w misce, wlewam roztrzepane widelcem jajka i wyrabiam do momentu, w którym ciasto zacznie odklejać się od dłoni i wtedy wlewam roztopione masło i wyrabiam do momentu, w którym ciasto przestanie się błyszczeć i stanie się matowe. Po wszystkim miskę z ciastem przykrywam ściereczką i odstawiam na 1-2 godziny do wyrośnięcia. Ile ciasto będzie rosło zależy od panującej temperatury w pomieszczeniu. Latem będzie rosło krócej, zimą dłużej. Chodzi tu po prostu o to aby ciasto podwoiło swoja objętość. Wyrośnięte ciasto wykładam na blat oprószony mąką i rozwałkowuję na kształt prostokąta na grubość około 0,5 cm, wzdłuż dłuższego boku dzielę na dwie połowy i tak jak widać na zdjęciu na każdą część wykładam wcześniej przygotowany farsz i zawijam go w ciasto tworząc dwa rulony. 


Każdy rulon kroję na kilkucentymetrowe "plastry", przykrywam je ściereczką i zostawiam je do wyrośnięcia na około 25 minut. Po tym czasie kawałki przekładam na dużą blachę wyłożona papierem do pieczenia, układając w dostępach między sobą. Każdy kawałek smaruję roztopionym masłem na końcu posypując wybranymi ziarnami lub po prostu solą. 


Kapuśniaczki wkładam do nagrzanego do 210 stopni piekarnika i piekę około 15-20 minut. Każdy piekarnik inaczej grzeje, więc zerkajcie do kapuśniaczków i obserwujcie stan ich wypieczenia. Pieczemy na złoto, zawsze można jeden wyciągnąć i sprawdzić czy nie są w środku surowe ;)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 19, 2016

Dyniowe Latte

Dyniowe Latte


Kiedy tak sobie piekłam dynie na puree, a wiadomo dynia jak się piecze, nie trzeba jej pomagać, więc usiadłam przy laptopie i tak sobie przeglądałam różne strony kulinarne, czyli moje ulubione blogi wpadłam na Dyniowe Latte na blogu Just My Delicious i zaiskrzyło. W głowie zaświeciła się lampka "Musisz to zrobić!". Na domiar wszystkiego puree z dyni za chwilę miało się pojawić na moim stole, składniki do przyprawy do potraw z dyni wszystkie miałam w szafce, golden syrup też jest, więc zaczęłam działać. Minuta dwie i szklanka Dyniowego Latte stała przede mną. Nie wykończyłam go bitą śmietaną, bo sam napój jest dość słodki, postanowiłam na wierzch wyłożyć spienione mleko. Na przyszłość jak dla mnie wystarczy jedna łyżka golden syrupu, a latte jest idealne do łóżka i do dobrej książki. Szczególnie w takie dni jak dziś, kiedy za oknem jest mokro i zimno.



Składniki na 1 porcję:

Sposób przygotowania:
Golden syrup wlałam na dno szklanki. Do rondelka wlałam mleko, kawę, miód, włożyłam puree z dyni i wsypałam przyprawę. Wszystko razem mocno podgrzałam i wlałam do szklanki. Na końcu ubiłam na pianę ciepłe mleko i wyłożyłam na wierzch. Ciepłe jest boskie, ale tradycyjnie dopijałam zimne, które też było niczego sobie ;)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 19, 2016

Przyprawa do Potraw z Dyni

Przyprawa do Potraw z Dyni

Strasznie się napaliłam na Dyniowe Latte, ale żeby je przyrządzić musiałam ogarnąć przyprawę do potraw z dyni, którą poleca autorka bloga Just My Delicious. Ku mojemu zdziwieniu wszystkie przyprawy potrzebne do stworzenia tej mieszanki miałam w domu, więc zajęło mi to dosłownie kilka chwil, bo użyłam gotowych zmielonych przypraw, nie miałam cierpliwości ani ochoty na utarcie tych przypraw w moździerzu. Mieszanka bardzo przypadła mi do gustu, bo jest na bazie cynamonu, który uwielbiamy.

Składniki:
Tu wszystkie składniki wystarczy wsypać do niewielkiego słoiczka i razem ze sobą wymieszać.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 19, 2016

Puree z Dyni

Puree z Dyni

W tym roku postanowiłam zrobić większe zapasy mrożonego puree z dyni, bo na zupę dyniową mam ochotę przeważnie zimą. Dodatkowo jedną dynię starłam na tarce, bo chcę w wolnych chwilach piec bułeczki dyniowe, które uwielbiam. Puree zrobiłam ze zwykłej dyni i dyni hokaido. Przy tej drugiej trudno mi było się powstrzymać aby zbyt dużo nie wyjeść na ciepło, przepyszne! Przy okazji powstało Dyniowe Latte, pyszności!



Składniki:
  • dynia 
  • piekarnik
  • dobre chęci

Sposób przygotowania:
Dynię umyłam, wysuszyłam. Przekroiłam na pół, wybrałam pestki (ze zwykłej dyni pestki można uprażyć w piekarniku, z hokaido pestki wyrzucamy). Wydrążone połówki pokroiłam w mniejsze kawałki, coś w stylu ósemek. Poukładałam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia i wstawiłam do piekarnika nagrzanego do 180 stopni. Piekłam do momentu, w którym widelec wchodził w dynię jak w "masło". Gotową dynię wyciągnęłam z piekarnika i nie chciało mi się czekać aż wystygnie i jeszcze ciepły miąższ oddzieliłam od skóry,umieściłam w dzbanku blendera i zmiksowałam na gładką masę. Puree przełożyłam do woreczków (odmierzyłam 1 szklankę na jeden woreczek) i wystudzone puree w woreczkach włożyłam do zamrażarki. To tyle ;)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

września 03, 2016

Czekoladowe Muffiny z Cukinią (bezglutenowe)

Czekoladowe Muffiny z Cukinią (bezglutenowe)

Nie wiem jak Wy, ale ja ledwo wyrabiam na zakrętach. Jeszcze dwa tygodnie i wracam do normalnego trybu pisania, bo na chwilę obecną pracuję nad mieszkaniem. Znaczy się Wasza Blondynka wymyśliła sobie lekki remont. Tak naprawdę miałam wymienić rolety w pokoju, a suma sumarum skończyło się na malowaniu całego mieszkania. Nie staram się tego wytłumaczyć, po prostu tak wyszło, czasami sama za sobą nie nadążam :) Do tego wszystkiego postanowiłam wszystko zrobić sama, więc każdą wolną chwilę po pracy spędzam przy ścianach, szpachluję gruntuję i maluję. Ale spokojnie dwa największe pokoje już pomalowane, jeszcze tylko moja sypialnia i kuchnia, no i jeszcze sufit w korytarzu został. Z tym powinno mi zejść nie dłużej niż dwa tygodnie ;) W każdym bądź razie całkiem nieźle daję radę, a jeśli chcecie podglądać efekty mojej pracy, zapraszam na fan page FB.



No ale nie po to tu przyszłam, aby pisać o remoncie. Mam dla Was i muffiny i fajną książkę do pokazania. Muffiny zresztą wyskoczyły z tej książki :) Gdybyście tylko widzieli minę mojego syna jak mnie nakrył na tym, że cukinię zamierzam dodać do czekoladowych muffinów... :) Skończyło się całkiem dobrze, bo muffiny zjadł ze smakiem, ja zresztą też, bo były pyszne, a do tego mokre tak jak lubię i szybkie w przygotowaniu, czyli dla nas leniuchów i pracoholików idealne!



Jeśli chodzi o książkę "Pyszne do pudełka" Grażyny Bober-Bruijn, to jest to 190 stron wypełnionych przepisami na dania na wynos. Nad daniami do pracy popracuję jak tylko skończę malowanie, bo osobiście mam już dosyć mojego jedzenia w biegu. Przepisy podzielone są na kilka kategorii:
  • Jajka
  • Zupy
  • Sałatki
  • Curry, Ryże, Makarony, Placki
  • Klopsy
  • Wypieki Słodkie
  • Wypieki Słone
  • Pasty do chleba
  • Dodatki
Dużo tego, prawda? Osobiście mam na celowniku kilkanaście przepisów, bo listy składników nie są wymyślne, a sposób przygotowania dość prosty. Właśnie o to chodzi, żeby się nie narobić podczas przygotowywania posiłków do pracy. Dodatkowo, autorka podpowiada jak przechować na przykład ciasto, aby można było nosić je przez tydzień do pracy. To mi się bardzo podoba, bo przecież nikt nie ma tyle czasu, aby co drugi dzień piec ciasto i to jeszcze dla siebie do pracy. Tak jak już wspomniałam, muffiny z przepisu z tej książki naprawdę zaskoczyły mnie szybkością wykonania i z tego co widzę, nie ma opcji aby nie wyszły, no chyba, że czegoś nie dodamy. Nie są przesłodzone, tylko właśnie takie w sam raz, tak jak lubię. 
Tytuł: Pyszne do pudełka
Autor: Grażyna Bober- Bruijn
Wydawnictwo: Muza


Składniki:
  • 1 średniej wielkości cukinia (około 250 g)
  • 200 g zmielonych migdałów
  • 150 g mąki gryczanej
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1/2 łyżeczki mielonego imbiru
  • szczypta zmielonych goździków
  • szczypta gałki muszkatołowej
  • szczypta soli
  • 2 łyżeczki sody oczyszczonej
  • 120 g cukru
  • 120 ml oleju roślinnego ( u mnie nierafinowany olej kokosowy)
  • 50 g czekolady deserowej
  • 1 łyżka masła lub oleju kokosowego
  • 3 jajka
  • 50 g czekolady deserowej
  • 1 łyżeczka masła lub tłuszczu kokosowego
  • 5-7 łyżek śmietanki kremówki
  • mini pianki marshmallow lub dowolnej posypki

Sposób przygotowania:
Piekarnik nagrzałam do 180 stopni. Cukinię umyłam i starłam (razem ze skórką) na tarce o grubych oczkach. Wyłożyłam na sicie i odstawiłam na 10 minut aby odciekła, oczywiście co jakiś czas odsączałam z niej wodę.

Do rondelka włożyłam 1 łyżkę masła i 20 g czekolady, na bardzo małym ogniu podgrzewałam do momentu, w którym czekolada i masło się rozpuściły. Zestawiłam rondelek z ognia i odstawiłam do wystygnięcia. 

Do dużej miski wsypałam zmielone migdały i mąkę gryczaną oraz przyprawy i cukier. Dodałam jajka i zmiksowałam. Następnie wlałam olej kokosowy i wystudzoną rozpuszczoną czekoladę, oczywiście zmiksowałam. Na końcu dołożyłam odciśniętą cukinię i wymieszałam wszystko razem. 


Formę do muffinek wyłożyłam papierowymi papilotkami, które napełniłam ciastem do połowy wysokości. Wstawiłam do nagrzanego piekarnika i piekłam około 40 minut. Wiadomo, jeśli użyjesz małych papilotek pieczesz krócej, jeśli użyjesz dużych pieczesz dłużej. Najbezpieczniej pod koniec czas sprawdzić patyczkiem stopień wypieczenia muffinek.


Ekspresowa polewa. Do rondelka włożyłam 1 łyżeczkę masła i czekoladę, po rozpuszczeniu masła i czekolady wlałam śmietankę kremówkę i wymieszałam dokładnie do momentu uzyskania polewy. Jeśli wydaje ci się za gęsta (dla mnie była ok) dolej dodatkową łyżkę kremówki i wymieszaj.

Polewą oblałam wystudzone muffiny, na końcu posypałam je piankami mini marshmallow.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

Drukuj

Copyright © 2016 Blondynka Gotuje , Blogger