Morelowe Trufle to pełna nazwa czarnej herbaty. To właśnie nazwa rozbudziła moją ciekawość do takiego stopnia, że w mojej głowie powstała myśl "Muszę ją mieć!". To wszystko przez te trufle. Zapach bardzo przyjemny, który bardzo zachęcał do zaparzenia tej herbaty. To prawda, zaparzyłam ją w kilka minut po rozpakowaniu przesyłki. Czasami tak mam, rzadko, ale mam :)
Pierwsze doznanie to unoszący się zapach unoszący się po kuchni. Łagodny, mnie osobiście skojarzył się z jesienią, za lekki na zimowe wieczory, odrobinę za ciężki na upał. Wieczór po całym dniu pracy, chłodny dzień, ale na deszczowy za lekki. Jej, ciekawe co sobie teraz myślicie, czytając moje skojarzenia :)
Smak. Wyczuwalne są dwie dominujące nuty czarnej herbaty i no właśnie. Chwilę mi to zajęło, zanim odgadłam. Czułam coś znajomego, ale w pierwszej chwili nie mogłam odgadnąć co. Morela! Tak, to właśnie to! Herbata, smakowo zbliżona do Białej Herbaty Brzoskwinia-Nektarynka (z tych moich ulubionych). Różnica między nimi jest i mała i duża, po prostu inny gatunek herbaty i owoce, ale obie kojarzą mi się podobną nutą. Więc tu jest wyjście moi Drodzy. Jeśli nie lubicie herbat białych i innych zielonych "wynalazków" polecam Morelowe Trufle, a jeśli czarne herbaty nie robią na Was wrażenia to proponuję białą. Oczywiście chciałabym Wam przypomnieć, że ja nie słodzę herbat i opisuję zaparzone w czystej postaci ;)
Tradycyjnie przedstawiam Wam skład:
- czarna herbata
- kawałki suszonych moreli
- drzewo sandałowe
- aromat
Z czarną , morelą i drzewem sandałowym się zgodzę, można wyczuć, ale dlaczego trufle?
Tego pojąć moja blond głowa pojąć nie może....
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)