Zaczęłam przygodę z wyrobami mięsnymi na kanapki, oczywiście wytwarzanymi metodami domowymi. Bo się obraziłam na sklepy mięsne! Strasznie mnie irytuje jak kupuję wędlinę w cenie nawet 35 zł za kilogram i po dwóch dniach, a czasami wcześniej plasterki robią się śliskie, czasami pływają w jakim bezbarwnym płynie, który wycieka z wędliny. Co to jest? Dlaczego? Co dodają? Nie wiem :( A ja lubię wiedzieć. Oczywiście surowe mięso też pewnie jest czymś naszpikowane lub zwierzęta, z których pochodzi karmione były różnymi paskudztwami. Zdaję sobie sprawę, ale pocieszające jest to, że surowe przetwarzając je sama omijam dodatkową obróbkę przemysłową.
Na pierwszy ogień poszedł ten filet, który widzicie na zdjęciu. Marynowałam go 2 dni, bo nie miałam kiedy włożyć go do piekarnika. Wyszedł pysznie! Dziecko było zachwycone. Dodatkowym atutem była "funkcjonalność" tego pieczonego mięska. Na kanapki do szkoły idealne, a któregoś dnia posłużył nam jako awaryjny obiad, wystarczyło sporządzić tylko sos pieczeniowy i ugotować ziemniaczki. Jak dla mnie super sprawa!
Składniki:
- 1 pojedynczy filet z kurczaka
- sól
- pieprz młotkowany z kolendrą Kamis
- 3 łyżki oliwy lub oleju
- 2 łyżki ziół prowansalskich
- 2 łyżeczki mielonej słodkiej papryki Skworcu
- 2 łyżeczki mielonej papryki ostrej Skworcu
- 1 ząbek czosnku
- 1 łyżeczka czosnku niedźwiedziego Skworcu
Wykonanie:
Wszystkie przyprawy wymieszałam z olejem i przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Fileta umyłam i osuszyłam ręcznikiem papierowym. Powstałą papką z przypraw posmarowałam fileta, którego potem ciasno owinęłam folią aluminiową i wstawiłam do lodówki na około 2 dni. Po tym czasie upiekłam fileta w folii aluminiowej w piekarniku nagrzanym na 175 - 200 stopni. Ile piekłam? Około 40 minut. Wszystko zależy od tego jakiej wielkości fileta mamy.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)