stycznia 17, 2018

Łatwy Makowiec z Jabłkami , czyli Makowiec Japoński po mojemu


Tak patrzę na datę ostatniego wpisu i kurcze, kawał czasu minęło od tamtego czasu. Cóż mogę powiedzieć, tak mi się zeszło. Chyba potrzebowałam urlopu od blogowania, dzięki temu pełna energii i sił wracam, znaczy się już wróciłam, taadaaam! Przez te kilka miesięcy oczywiście gotowałam codziennie, jak to ma w zwyczaju matka karmiąca Młodego. Czasami gotował też Młody, tu się nic nie zmieniło. Siłownia nadal aktualna i inne zwyczaje pozostały. Jedynie dorzuciłam sobie jedno dodatkowe zajęcie, poza tym ta sama ja. Jak zwykle w nowy rok nie weszłam z żadnymi postanowieniami, nie przeszłam na wegetarianizm, ani żadne jakieś ekstremalne diety.

Nie spodziewałam się, że będzie mnie Wam brakowało, myliłam się. W odpowiedzi na dziesiątki wiadomości i maili od Was piszę: u mnie wszystko w porządku Kochani. Zdrowie nadal dopisuje, samopoczucie i humor na najwyższym poziomie. Przepraszam, że doprowadziłam Was do stanu martwienia się o Waszą Blondynkę. Jestem już i zostanę. Wracamy do normalnego trybu. Żeby nie przedłużać przejdę już do jednego z wielu zaległych przepisów.

Makowiec, który miał być japoński, ale w efekcie wyszedł po Blondynkowemu, bo nie mogłam dojść do ładu z przepisami, które znalazłam. W każdym przepisie widziałam przeróżne proporcje jabłek w stosunku do masy makowej. A masy makowej robić mi się nie chciało, bo w sklepie w tym okresie nie mogłam znaleźć mielonego maku, a mielić w domu mi się nie chciało, bo przypomniałam sobie jak kiedyś pół dnia mieliłam mak i jak to mnie denerwowało, więc bez stresu zaczęłam tworzyć nowe i nauczona już, że będziecie pytać o przepis obok miski naszykowałam kartkę i długopis, więc na bieżąco notowałam ile czego wrzucam i moje na oko wcześniej odmierzałam :) W domu makowca jem tylko ja, bo Młody nie ruszy, więc zeszło mi trochę czasu zanim poradziłam sobie ze swoją połówką, bo połowę oddałam tacie. Tu zauważyłam, że najbardziej smakował mi po dwóch trzech dniach, a spód z ekspandowanego amarantusa od Soligrano (duży wybór produktów tej firmy wiem, bo widuję w sklepach Rossman) był fajnym pomysłem. Tak jak patrzę, to w sumie to taki z deka fit makowiec, bo prawie bez cukru, taki zdrowy makowiec, co nie?  I znowu się rozgadałam, chyba powinnam nagrywać filmiki gadane :)

Składniki na tortownicę 26 cm:

Spód:
  • 100 g masła
  • 80 g miodu (u mnie spadziowy)
  • 200 g ekspandowanego amarantusa

Masa makowa:
  • 800 g masy makowej 
  • 4 łyżeczki kaszy manny
  • 4 jaja
  • 3 jabłka
  • sok z cytryny
  • 1/4 szklanki + 2 łyżki miodu
  • 2 łyżki cukru
  • opcjonalnie suszone wiśnie i migdały w płatkach

Polewa czekoladowo - kawowa:
  • 100 g czekolady mlecznej
  • 70 ml śmietany kremówki 30%
  • 1 łyżka miodu lub golden syrup
  • 2 łaskie łyżeczki kawy rozpuszczalnej
  • 10 g masła w temperaturze pokojowej
Sposób wykonania:
Spód. Łatwizna, bo tu wystarczyło rozpuścić masło z miodem, garnek zestawiłam z ognia, wsypałam ekspandowany amarantus i dokładnie wymieszałam. Potem tylko wyłożyłam do tortownicy wyłożonej papierem do pieczenia i lekko ugniotłam i wyrównałam łyżką. Tortownicę odstawiłam na bok i zajęłam się masą makową.


Masa makowa. Tutaj też trudności nie ma żadnej. Białka ubiłam na sztywną pianę, dodałam cukier i ubijałam do momentu rozpuszczenia się cukru. W drugiej misce zmiksowałam żółtka, do których dorzuciłam masę makową, miód, kaszę mannę, sok z cytryny oraz jabłka starte na tarce o grubych oczkach, następnie odciśnięte z nadmiaru soku. Wszystko zmiksowałam krótko do połączenia się składników. Do makowej mieszanki dołożyłam pianę z białek i wmieszałam ją za pomocą łyżki do masy. Na koniec dorzuciłam suszone wiśnie. Masę wyłożyłam do tortownicy i tu możecie się śmiać, ale zrobiłam to na Blondynkę, bo poziom wypadł równo ze ściankami tortownicy i po raz pierwszy w życiu mocno trzymałam kciuki za to, aby ciasto nie wyrosło. Na szczęście dużo nie wyrosło i wszystko zostało w formie. Trochę popękało na wierzchu, ale pęknięcia zniknęły pod polewą. Aaaa, właśnie. Ciasto piekłam w temperaturze 175 stopni przez około 45 minut.


Polewa czekoladowo-kawowa. To jest jedna z moich ulubionych. Kremówkę wlałam do rondelka wsypałam kawę i wlałam golden syrup, wymieszałam i doprowadziłam do wrzenia. Zestawiłam rondelek z ognia i wrzuciłam czekoladę pokrojoną na malutkie kawałeczki, po chwili rozmieszałam wszystko dokładnie, dodałam masło i ponownie wymieszałam do momentu jego rozpuszczenia się. Gotowe. Na kilkanaście minut odstawiłam polewę do wystygnięcia, bo w tym czasie polewa ładnie gęstnieje. Wystudzoną  i zgęstniałą polewę wylałam na gotowy makowiec i całość posypałam migdałami w płatkach.
SMACZNEGO życzy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cześć, jestem Blondynka.

Jeśli chcesz coś napisać, wymienić myśli, porozmawiać to jest odpowiednie miejsce, w którym dbam o to abyś czuł się bezpiecznie i dobrze.

Jeśli masz zły dzień i i potrzebujesz tu wyładować swoje negatywne emocje - osobiście zaprowadzę Cię do wyjścia, Nie wyprowadzisz mnie z równowagi, więc albo się uśmiechnij albo idź dalej.

Nie rób proszę z tego miejsca tablicy reklamowej, nie bawię się w lajk za lajk itd, nie lubię spamu.

W komentarzach możesz również umieścić zdjęcia dań wykonanych z Blondynkowych przepisów, jeśli chcesz abym wkleiła je do albumu na fan page`u bloga na FB, napisz od razu, że wyrażasz zgodę na ich umieszczenie we wspomnianym albumie.

Nie bój się pytać, zawsze odpowiem i postaram się pomóc.

Czuj się tu dobrze. Życzę Ci aby Twój Dzień był zawsze pełny pozytywnych zdarzeń! Buziaki!

Drukuj

Copyright © 2016 Blondynka Gotuje , Blogger