Rzadko trafia się taka treść, która z rozdziału na rozdział zaskakuje. Kiedy na początku bohaterce przydarzają się takie sytuacje, wydawałoby się, że bez wyjścia i jak to dalej będzie, przecież to dopiero początek książki, a tu z rozdziału na rozdział napięcie rośnie i rośnie. To takie połączenie powieści historycznej z thrillerem.
W tym przypadku zostałam dopieszczona w każdym calu. Świetnie dawkowane napięcie, fabuła niezwykle interesująca i tak jak lubię tocząca się w okresie II Wojny Światowej, dająca do myślenia i w trakcie i po przeczytaniu.
Celowo nie piszę nic o treści, nie chcę zepsuć Wam przyjemności wkroczenia w świat jaki zaprezentowała nam Hani Munzer. Oba tytuły to książki obok których nie można przejść obojętnie! Naprawdę. Mimo, że minęło już kilka dni po zamknięciu ostatniej strony, nie jestem w stanie sobie wyobrazić jak wielkim trzeba być człowiekiem,aby mimo wszystkich przejść, tak tragicznych zdarzeń móc nadal kochać, żyć i starać się być szczęśliwym. Po raz kolejny dotarło do mnie, że nie ma sensu przejmować się błahymi i często przez nas samych wymyślonymi problemami. Trzeba żyć, cieszyć się z tego i doceniać to co mamy. Ludzi życzliwych, którzy nas otaczają, rodzinę.Trzeba dawać od siebie dobro. Jesteśmy szczęściarzami, że mamy możliwość otaczania się ludźmi, w których towarzystwie się otaczamy. Że możemy nie przebywać obok tych, którzy chcą lub lubią ranić. To komfort o jakim nawet nie śmiała marzyć ani Marlene Kalten ani Debora Berchinger, bohaterki obu tytułów.
Kiedy przeczytacie oba te tytuły, zrozumiecie dlaczego w tej recenzji nie ma ani słowa o fabule. Nie mogłam inaczej.
Wydawnictwo: Insignis
Tytuł: Marlene
Autor: Hani Munzer
Premiera: 29.03.2017 r.
WASZA