Przepisy, no właśnie, komu by tu zaufać? Tu nie miałam zbytnio problemu, bo od razu poszłam na blog Margarytki. Kobieta nie raz ogórki robiła i w ogóle jej ufam i już.
Plan: Korniszonki i Sałatka Szwedzka.
Blondynka: Asiu, ej , ale do tej wody, w której moczą się ogórki na szwedzką to cukier? Jaki to ma cel?
Margarytka: Jaki kurcze cukier?! Sól!
Blondynka: No cukier! Pisze przecież! 3 szklanki wody, 2 szklanki cukru i ocet, tylko jeszcze nie wlałam.
Margarytka: Magda! To zalewa! Moczysz w wodzie z solą!
Blondynka: Ups. ( moja twarz zalał się rumieńcem ze wstydu)
No ja widać nieprzespana noc i zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać. Czytanie ze zrozumieniem poziom zero :) Ominęłam krok namaczanie i od razu zalewa? Na szczęście, jeszcze nie zalałam ogórków.
Dalsze etapy też nie były poważne, bo albo mi coś wypadało z rąk, albo spadało z blatu, albo rozlałam. Normalnie tamtego dnia powinnam nazywać się PORAŻKA :)
W sumie ogórki to fajna zabawa. Ciapania mało, czysta robota. Prawie kończyłam, była już 21:00. Zalewa do szwedzkiej i gotowanie. Tyle mi zostało. Więc leję szklanki wody i octu do miski. Chciałam zrobić z podwójnej porcji zalewę. Liczę te szklanki, a liczenie max. do 4. Patrzę w miskę, a tam coś dużo tego płynu. Liczę szklanki, ile powinno być... Ok. mam półtorej litra więcej niż powinnam mieć. Hmm..... Blondyna, z czym więc przesadziłaś? Walnęłaś się na wodzie czy occie? Tego nie wiedział nikt, nawet Ja :) Wylałam zawartość do zlewu. Zrobiłam nową, ale tu już było inaczej. Z boiska wrócił mój syn. Ja lałam, Młody liczył szklanki, bo tamtego dnia to w ogóle sobie nie ufałam :)
A Wy? Mieliście kiedyś podobne Dni ?
Jasne. Dzień "jak to ja się dziś nazywam". Pozdrawiam - Jola
OdpowiedzUsuń