A dzień Dobry Bardzo Serdecznie! O kurcze, jak mnie tu dawno nie było! Od jakiegoś czasu życie blogowe przeniosło się bardziej na platformy społecznościowe (FB i Instagram). Tak czy siak u Blondynki wszystko dobrze, tylko zaczęłam żyć troszkę szybciej i czasami doby brakuje na pisanie. Spokojnie spokojnie nie przestałam tworzyć, mam mnóstwo zdjęć, do których sukcesywnie będę dopisywać przepisy i publikować.
Jeśli chodzi o akcesoria kuchenne nic się nie zmieniło. Nadal jestem na bieżąco i poprzeczka w tej kwestii wciąż ustawiona jest bardzo wysoko. Jakość, funkcjonalność, niezawodność i trwałość, albo to wszystko produkt ma, albo ja nie chcę produktu.
Jakiś miesiąc temu nabyłam kilka konkretów kuchennych, którymi bawiłam się jak małe dziecko i z czystym sumieniem mogę pokazać.
Termometr kuchenny. Właśnie. Oczywiście termometrów w kuchni to ja miałam kilkanaście (do mięsa, do parzenia herbaty, cukiernicze takie za kilkanaście złotych itd.), ale co z tego jak i tak pączki musiałam smażyć na wyczucie,bo albo był za krótki, albo zakres temperatur miał za niski, albo temperaturę mierzył za długo, albo po prostu przekłamywał. Tak samo było z solonym karmelem, przygotowywałam go na czas. Syrop cukrowy do bezy włoskiej całkiem sobie odpuściłam, bo normalnie nie chciało mi się robić żadnej próby nitki. O ile pewne rzeczy można zrobić bez precyzyjnego określenia temperatury, to pewnych rzeczy nie da się przeskoczyć. Ja w temacie
cukiernictwa rozwijam się dalej i dlatego termometr jest dla mnie niezbędny.
Bardzo świadomie postawiłam na niemiecką firmę Gefu, bo niemieckie i francuskie akcesoria kuchenne dają mi kuchenne poczucie bezpieczeństwa. Serio, zwykle są to niezwykle precyzyjnie i solidnie wykonane rzeczy. Funkcjonalne i niezawodne. Niektóre służą mi od wielu lat.
Nie będę się rozpisywała na temat opakowania, bo to zwykle mnie najmniej interesuje (świetnie zabezpieczone, stylowe pudełko - żadna nowość). Istotny jest dla mnie sam produkt. Tu jak widać prostota i minimalizm. Nie do końca moje ulubione połączenie stali z czernią, nic nie poradzę, że lubię jak moje akcesoria mają cukierkowe kolory, ale kolor w tym temacie jest nieistotny. Termometr jest niezwykle czuły, bo łapiąc szpic opuszkami palców od razu zaczyna mierzyć temperaturę mojego uścisku :) W docelowych pomiarach potraw wskazuje ostateczną temperaturę w przeciągu 4 sekund! I co jest fajne, ma tylko jeden przycisk. Włączasz - mierzysz, wyłączasz - odkładasz.
Prosty, dokładny i zakres temperatury od
-45 do
200 stopni Celsjusza - ja czuję się w stu procentach usatysfakcjonowana. Jeśli jeszcze do tego dodam fachową i niezwykle sympatyczną obsługę mnie jako klienta w sklepie, w którym nabyłam wspomniane akcesoria to ja z przyjemnością tam wrócę, tym bardziej, że zawiesiłam tam oko na kilka innych rzeczy, nie tylko do kuchni. Ale ze mnie gapa, ja sobie tu spokojnie piszę, a do ostatniej linijki nie zdradziłam gdzie robiłam zakupy, jakby to była nie wiem jaka tajemnica. Kochani, tym razem
EMAKO, naprawdę jest na czym oko zawiesić!
Ps. Nie uciekajcie za daleko, bo lada dzień podrzucę Wam przepis na uzależniający wielozadaniowy solony karmel, buziaki :)