- 250 g fasoli mung Skworcu
- 3 małe marchewki
- 2 cebule
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki zmielonego siemienia lnianego
- 1 jajko
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- sól
- pieprz
- majeranek
- chili
- natka pietruszki
- olej z awokado do smażenia
Wykonanie:
Fasolę pasuje namoczyć przez całą noc, a następnego dnia ugotować ją do miękkości, maksymalnie przez 25 minut. Mnie naszło na pasztet rano. Więc rano namoczyłam fasolę, a za gotowanie jej wzięłam się dopiero po wieczorynce :) Gotowałam około 20 minut. Cebulę pokroiłam w kostkę, marchewkę starłam na tarce o małych oczkach, czosnek przecisnęłam przez praskę. Na patelni rozgrzałam olej z awokado i na rozgrzanym w pierwszej kolejności usmażyłam cebulkę, w momencie, w którym była szklista dodałam czosnek i marchewkę i smażyłam do czasu aż marchewka stała się miękka. W miedzy czasie całość posoliłam. Do dzbanka blendera wrzuciłam wystudzoną, oczywiście odcedzoną i ugotowaną fasolę mung, przestudzoną cebulę z czosnkiem i marchewką, oliwę, z oliwek,wsypałam zmielone siemię lniane, wbiłam jajko i wsypałam na oko trochę pieprzu, majeranku i chili oraz posiekaną natkę pietruszki i wszystko razem zmiksowałam. Po zmiksowaniu spróbowałam masy i jeszcze doprawiłam do smaku. Tak na marginesie wspomnę, że masa jest tak dobra, że tak pomyślałam, że gdyby nie dodawać surowego jajka, wyszła całkiem smaczna pasta :) Jednak ja trzymałam się planu, miał być przecież pasztet :) Tak więc foremkę keksówkę dziecko mi ładnie wysmarowało olejem, wyłożyło papierem i lekko posypało bułką tartą, a ja do tej foremki wlałam zmiksowaną masę i wstawiłam do piekarnika nagrzanego na 180 stopni i piekłam około 50 minut. Po upieczeniu lekko przestudziłam w foremce, potem przełożyłam na folię spożywczą i wystudziłam całkowicie, a na koniec pasztet zawinęłam w folię i wstawiłam na noc do lodówki. Rano czekało mnie pyszniutkie śniadanko:)
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)