Bo tak naprawdę kiedyś było ze mną całkiem inaczej. Nie wstydzę się niczego co za chwilę napiszę.Każdy błądzi, popełnia błędy. Jedni się odnajdują, inni wolą błądzić. Nie nam to oceniać. Dziś ewentualne hejty mam gdzieś. A wiecie dlaczego? Bo mimo swoich kompleksów wiem kim jestem dziś i jaka byłam kiedyś. Wiem, że jestem wartościowym i dobrym człowiekiem. Już dawno się wyleczyłam z tego by światu cokolwiek udowadniać. Udowodniłam sobie. Wystarczy. Poza tym jestem u siebie.
Powyższy tekst jest dla tych, którzy lubią dokopać drugiemu człowiekowi tak "ku chwale ojczyzny", więc jeśli to czytasz, masz zły dzień i wielką ochotę sprawić abym poczuła się gorsza - drzwi otwarte. Nie musisz tu być. Takiego typu ludzi to ja nie za bardzo trawię.
Część II. Do moich Kochanych czytelników.
Ta część jest właśnie dla Was.
Dawno, dawno temu byłam bardzo młodą mamą ślicznego chłopczyka o dużych niebieskich oczach i jasnych blond włosach. Pominę tu wątki pielęgnacji i opieki, bo w tym byłam całkiem niezłą.Trudniejsze chwile? Jasne, że były, ale standardowe. Zajmę się tematem od kuchni.
Jadłospis dla dzieci.
Szczerze? Mało wiedziałam co kryje się za tym terminem, więc czytałam gazety i książki o dzieciach. Internet wtedy dla mnie mógł nie istnieć, jakoś nie było mi z nim po drodze. Co tam wyczytałam, tak z uporem wprowadzałam w życie. Czyli co i kiedy wprowadzać dziecku do jedzenia? No właśnie, nic wcześniej, nic spróbować, tylko trzymałam się swojego planu zgodnego z zaleceniami "specjalistów od dzieci" z tych mądrych artykułów. A najprościej było na początku na słoiczkach dla dzieci, jogurcikach, serkach, kaszkach. Potem był pasztecik, bo przecież lubi. Kurczaczek z sosikiem z torebki, no bo tak się zajada. Nie zapominajmy o suplementach (witaminy) z apteki, najlepsze jakie tylko były dostępne. "Super mama" pełną gębą!
Wtedy naprawdę uważałam, że taka jestem, zresztą każdy z otoczenia tak właśnie działał. Ja i wielu z nas poszła dalej, wielu działa tak do dziś. Nie będziemy ich osądzać, skoro tak im dobrze, to co nam do tego.
W tamtym okresie też umiałam gotować i piec, tylko o tym nie wiedziałam. Do dziś pamiętam jak robiłam rozczyn na ciasto drożdżowe ze słuchawką telefoniczną przy uchu, a po drugiej stronie mama z anielską cierpliwością tłumaczyła mi, że ma się spienić, podwoić objętość itd. Wiele takich przykładów mogłabym przytoczyć.
W którymś momencie coś we mnie pękło i zaczynałam otwierać stare książki kucharskie, na potęgę kolekcjonowałam przepisy z gazety Przyjaciółka. Częściej słuchać rad mamy.
A kiedy brakło mamy to już kompletnie się wszystko zmieniło. Tak chciałam być podobna do Niej. Chciałam dziecku dać podobne do moich wspomnienia, zapach domowej szarlotki, smak ciepłych drożdżówek, domowe obiady i zdrowe, bez tych "E" dodatków.
Jadłospis dla dzieci zaczął ewoluować w mojej świadomości. Tak więc jadłospis mojego dziecka przeszedł transformację, a wtedy okazało się, że przez te cholerne słoiczki i ścisłe trzymanie się rozpiski mój syn nie chce próbować nowych smaków. Dla Niego istniał tylko pasztecik, rosół, sosik, schabowy, udko pieczone, banany i jabłka. Tu się zaczęło. Gimnastyka, podstępy, łgałam kulinarnie jak tylko umiałam. Kombinowałam, aby mój Kochany Chłopczyk zaczął jeść wszystko. Lata praktyki, pracy, konsekwencji w działaniu i mojego kulinarnego kombinatorstwa sprawiły, że osiągnęłam sukces w kwestii zamiany monotematycznego menu mojego syna w różnorodny i pełnowartościowy jadłospis.
Sami pewnie już zaobserwowaliście na blogu, że w większości przypadków uciekliśmy od sklepowych gotowców, jest dużo warzyw i owoców, ryb, owoców morza, zbóż, kasz.
A co się stało z suplementami? Nie ma! Czytam i wprowadzam takie produkty, aby sprzyjały zarówno rozwojowi fizycznemu jak i intelektualnemu.
Ja dalej się uczę, dalej szukam, czytam i dziś wiem więcej niż wczoraj, ale mniej niż jutro....
Wasza Blondynka ;)
Z ciekawością przeczytałam cały tekst i mogłabym tak czytać i czytać... Pięknie to wszystko obrałaś w slowa!
OdpowiedzUsuńMagda, bardzo mądre słowa. Ściskam Cię. Ania
OdpowiedzUsuń