Singielka, ta bez faceta, samotna, sama........ Kim jestem?
Nie podoba mi się żadne z tych określeń. Jedynie, które ewentualnie by pasowało to "ta bez faceta". Nieeeee, spokojnie, nie patrzcie tak. Nie jestem nieszczęśliwą, wiecznie przygnębioną i niezadowoloną z życia kobietą. Wręcz przeciwnie. Lubię swoje życie, ba! Tu Was zaskoczę. Jestem szczęśliwa. Noooo?! Bo lubię siebie i to moje życie. Jest nawet lepiej, bo mam swoje pasje i gdzieś mam to co myślą o mnie inni. No i najważniejsze. Ja nie muszę nikomu niczego udowadniać, bo to co chciałam sobie udowodnić udowodniłam, a modna i trendy być nie muszę, nawet bym nie chciała.
Ale to nienormalne, przecież wokół każdy kogoś ma, męża, żonę, chłopaka, dziewczynę, konkubenta itd. (przynajmniej w moim otoczeniu) A JA nie! A czy to byłoby normalne mieć kogoś, bo wszyscy mają? Tkwić w nieszczęśliwym związku i męczyć samą siebie i tą drugą osobę? Po co! No właśnie.
KOGO JA CHCĘ?
O tak, marzę o takiej wielkiej romantycznej miłości. Książę na białym rumaku, serenady pod balkonem (tiaaaa, musiałby głośno śpiewać, żebym usłyszała na ostatnim piętrze). Oooo, taki idealny to byłby kulturalny i miły macho (zaprzeczenie-wiem), do tego taki, z którym można by porozmawiać, pobzykać i żeby był fotografem, najlepiej jakby lubił fotografować moje żarcie na blog. I jeszcze żeby był grafikiem i informatykiem i lubił pisać na komputerze (pisałby za mnie, dyktowałabym), takim co kochałby tak jak ja jeździć rowerem (ze mną oczywiście). No i żeby czytał w moich myślach, ale nie wszystkich, wiedział kiedy zaparzyć mi herbatę, a kiedy podać lampkę wina. Oooo, żeby śmieci też lubił wyrzucać (ja rzadko, rzadko to czynię). Żeby sprzątał po sobie, gotował kiedy mi się nie chce, żeby nie był chorobliwie zazdrosny i zapomniałabym, wysoki i przystojny koniecznie! Aaaaa, i żeby umiał wszystko naprawiać, ot taka złota rączka. No ja przecież wygórowanych wymagań nie mam :)
No i co? A gdyby się taki znalazał, to co? To ja bym tak nie chciała, bo ja przecież jestem taka nieidealna. I ten rower....... bez sensu, kiedy bym mogła ogarnąć swoje myśli, taką chwilę sama ze sobą? Dlatego ja chciałabym aby normalny był, taki ludzki i taki mój. Koniecznie odpowiedzialny i myślący i żeby mnie kochał i obudził w moim brzuchu motyle, bo się rozespały i to strasznie skurczybyki jedne. Już zaczynam się martwić, że stałam się nieczuła :)
Ale skoro nie ma, to nic na siłę. Etap "tylko mnie kochaj" mam za sobą, to zły pomysł, ktokolwiek, aby był, nie ważne że paruje toksycznymi wadami. Strata czasu. Dlatego ja w pełni świadomie jestem sama, bo ja wiem co lubię i czego chcę, a czego nie.
Czy Ja chcę być sama?
Nie sądzę aby którykolwiek singiel był w 100% szczęśliwy z tego, że jest sam. Człowiek to stworzenie stadne. Poza tym zgodnie z piramidą Abrahama Maslowa trzecim poziomem potrzeb, które są niezbędne w życiu KAŻDEGO człowieka jest potrzeba miłości i przynależności, czyli stworzenia więzi, miłości i bycia kochanym. To nie żadna tajemnica, że są takie dni, wieczory kiedy tak strasznie chciałoby się do kogoś przytulić, żeby ktoś przytulił, był. Bo nie da się przeprogramować człowieka. Tacy jesteśmy, że potrzebujemy być blisko z drugim człowiekiem i tu nadzieja robi dużą robotę, bo każdy singiel wie, że gdzieś tak, kiedyś spotka tego człowieka tylko dla siebie
Na koniec napiszę, że irytuje mnie jak widzę dwoje osób, które się kochają, ale nie doceniają tej miłości i trwonią czas i energię na kłótnie i fochy bez sensu. Więc szanujmy czas, ludzi, którzy nas szanują i doceniajmy to co mamy, bo każdy z nas ma wiele.
KONIEC.
Wasza BLONDYNKA :)
Brawo Magda!!! Miałam dokładnie takie same spostrzeżenia przez wiele, wiele lat dopóki... nie odnalazł mnie mój obecny mąż. Spełnił moje wszystkie wymogi, a ja nie dawałam mu miesiąca ( jestem irytującą zołzą), a jest już 3 rok :). Tak więc żyj tym swoim cudownym życiem, nie spuszczaj z tonu jeśli chodzi o wymagania. Pozdrawiam Cię
OdpowiedzUsuńAnia Blondi :)
Wszystko to prawda. Na innych nie ma się co oglądać. Nie wiedziałam czy śmiać się czy płakać, gdy od mężatej i dzieciatej koleżanki usłyszałam, że nie mam męża, dzieci, bo "kariera". Kariera, dzięki której gdyby nie rodzice to bym tynk jadła. Bo przez mózg żonatej i dzieciatej koleżanki nie przechodzi, że nie każdy ma to szczęście, by swojego partnera na życie poznać w podstawówce, liceum, czy na studiach. Niektórzy poznają go w pracy, inni w autobusie, niektórzy po 50. A w związku z brakiem partnera co miałam robić zdaniem koleżanki? Siedzieć w domu na garnuszku rodziców, żeby nikt mnie nie posądził o robienie kariery? Dziś jestem szczęśliwą mężatką, a jedyne co mogę powiedzieć innym, to najgorsze co można zrobić to siedzieć i czekać na tego księcia. Trzeba wyjść do ludzi, zająć się swoją pasją, wolontariatem, czymś ciekawym, pokazać sobie i innym, że jest sie człowiekiem, który potrafi kochać. Bo książę też ma potrzebę miłości (jak również brudne gacie miewa, tak przy okazji bujania w obłokach ;)).
OdpowiedzUsuń