stycznia 20, 2017

Kremowy Pasztet z Przysmażonych Wątróbek Drobiowych pod Skorupką z Klarowanego Masła Szałwiowego

Kremowy Pasztet z Przysmażonych Wątróbek Drobiowych pod Skorupką z Klarowanego Masła Szałwiowego

Pamiętam jak mój syn jadał pierwsze kanapki z pasztecikiem, to była radość. Z wiekiem jego menu poszerzałam a i moja świadomość była coraz większa. Kiedy na dobre zaczęłam zwracać uwagę na skład poszczególnych produktów zaczęłam unikać tego jego ulubionego paszteciku, który i tak co jakiś czas lądował w naszym koszyku zakupowym. Ostatnio postanowiłam wyjść na przeciw naszemu domowemu zapotrzebowaniu na pasztet i tu w odpowiednim momencie wpadła w moje ręce książka Jamiego Olivera "Świąteczne przepisy", to właśnie w niej znalazłam idealnie kremowy pasztet, który przygotowuje się szybko i nie trzeba go zapiekać, bo oczywiście mój syn nie lubi pieczonych pasztetów co wielokrotnie sprawdzałam. Ten pasztet z wątróbek drobiowych jest świetny i mimo, że z wątróbek jak to Młody określił "gdyby nie widział jak robię to by nie przypuszczał, że tam są wątróbki". Klarowane masło po zastygnięciu tworzy na wierzchu taką aromatyczną skorupkę, która chroni pasztet przed wysychaniem. Zamiast brandy podlałam wątróbki różowym winem i fajnie to wyszło. A kanapka z pasztetem na kromce domowego chleba z garnka żeliwnego to naprawdę niebo w ustach. Dla nas rewelacja, a Ty musisz koniecznie tego spróbować! Pasztet może stać w lodówce nawet troszeczkę dłużej niż tydzień.


Składniki:
  • 500 g masła 
  • 2 cebule
  • 2 ząbki czosnku
  • oliwa
  • 15 g świeżego tymianku (ja użyłam suszonego tymianku, ale sypałam go na oko, do smaku)
  • 1 kg wątróbek drobiowych oczyszczonych 
  • 1 cała gałka muszkatołowa do ścierania
  • 125 ml brandy lub wina pół lub wytrawnego
  • 15 g świeżej szałwii

Sposób przygotowania:
W pierwszej kolejności zajęłam się klarowaniem masła, a dokładnie 250 g masła. W dużej głębokiej patelni na małym płomieniu rozpuściłam masło, a potem delikatnie odlałam masło do małego rondelka, a na patelni zostawiłam białkowe szumowiny. 

Cebulę obrałam, pokroiłam w drobną kostkę, czosnek przecisnęłam przez praskę, a Młodego poprosiłam o  starcie całej gałki muszkatołowej. Do patelni na której zostały białkowe szumowiny powstałe podczas klarowania masła wlałam odrobinę oliwy z oliwek i na rozgrzany tłuszcz wyłożyłam cebulę i czosnek, smażyłam je do momentu zrumienienia, dorzuciłam tymianek, następnie oczyszczone wątróbki drobiowe i smażyłam je około 4 minuty, powinny być różowe w środku, ale nie surowe, zbyt mocno wysmażone też nie ;) Minutę przed końcem smażenia wsypałam połowę gałki muszkatołowej, oprószyłam solą, pieprzem, wlałam wino i odczekałam chwilę aż odparuje. Zawartość patelni przełożyłam do blendera i zmiksowałam wszystko na gładką masę, którą doprawiłam pozostałą gałką muszkatołową, dosypałam jeszcze tymianku, doprawiłam mocniej, bo do masy należy jeszcze dodać masło i po schłodzeniu smak będzie subtelniejszy. Do doprawionej masy dorzuciłam pozostałe masło (250 g) pokrojone w mniejszą kostkę i zmiksowałam do czasu połączenia się składników. Masę przelałam do kilku mniejszych kamionkowych naczynek oraz do jednego większego pojemnika. Nie napełniałam po same brzegi, bo tu należy zostawić miejsce na masło klarowane.


Kiedy pojemniki miałam napełnione masą z wątróbek zajęłam się wcześniej sklarowanym masłem. Rondelek z nim wstawiłam na mały palnik i podgrzewałam. Kiedy masło osiągnęło odpowiednią temperaturę, czyli jeśli wrzucisz listek szałwii i zrobi się on chrupiący wsyp pozostałe listki i doprowadź do momentu, w którym staną się chrupiące. Masło razem z listkami przelałam na pasztety w naczynkach i pojemniku. Chodzi o to aby masło klarowane pokryło powierzchnię pasztetu i aby w każdym naczynku znalazło się kilka listków szałwii. Wszystkie pojemniczki z pasztetem wstawiłam do lodówki na całą noc. Masło w tym czasie zastygnie tworząc na wierzchu kremową skorupkę. Możesz ją jeść razem z pasztetem, albo odłożyć na bok. Najbardziej lubię pasztet z ogórkami kiszonymi albo z pomidorem. A ten jest pyszny i tak jak już wspomniałam spokojnie możesz go jeść ponad tydzień tylko przechowuj go w lodówce.
SMACZNEGO życzy

stycznia 19, 2017

Nowy Jork na Talerzu - Jedna z moich ulubionych książek!

Nowy Jork na Talerzu - Jedna z moich ulubionych książek!

Są takie książki kulinarne, które czytam raz i potem bezpowrotnie trafiają na półkę, ale są też takie, które czytam i potem wracam i wracam i wracam. Takie z którymi nie mogę się rozstać i każde kolejne danie wykonane z przepisów które zawiera pogłębia moją fascynację. Do tych drugich należy "Nowy Jork na talerzu" Smitten Kitchen.  Zachwyciła nie tylko mnie, ale również mojego nastoletniego syna. Ja zachwycam się częścią na dania wytrawne, Młody zachwycony częścią słodką, czyli deserami.



Sympatia zaczyna się od pierwszej chwili, jakość i wydanie książki sprawia, że od razu zaczęłam ją czytać od deski do deski, choć zwykle najpierw przeglądam książkę. We wprowadzeniu sympatia pogłębia się, bo autorka pisze w takiej formie, przez którą odnosi się takie wrażenie jakby autorka pisała te słowa tylko do nas i książkę tylko dla nas. Tam opowiada, że nie trzeba mieć wielkiej kuchni i mnóstwa sprzętów, zwraca uwagę na to co jest niezbędne w kuchni. Same przepisy utrzymane są w tym samym klimacie. W nich jest to co bardzo lubię, czyli kilka słów od autorki na temat dania, precyzyjne proporcje i kilka dodatkowych wskazówek.



Podzielona jest na rozdziały:

  • Wprowadzenie
  • Uwagi i wskazówki
  • Śniadania
  • Sałatki
  • Kanapki, tarty,pizze
  • Dania główne: wegetariańskie
  • Dania główne: owoce morza, drób, mięso
  • Słodycze
  • Ciasteczka
  • Placki i tarty
  • Ciasta
  • Puddingi i inne słodkości
  • Przekąski i napoje na przyjęcia
  • Miary
  • Stwórz swoją własną kuchnię
  • Podziękowania
  • Alfabetyczny spis potraw
  • Indeks potraw według posiłków
  • Indeks składników


Jest to 320 stron wartościowej treści. Przepisy dla wszystkich, przy których nie trzeba przekopywać sieci w poszukiwaniu unikalnych składników, a to lubię najbardziej. Przepisy łatwe i niezbyt pracochłonne, a co najważniejsze jak na razie zawsze mi wychodzą, bez żadnych niespodzianek.



Na koniec powiem krótko. To książka, której nigdy nikomu nie oddam. Książka, za którą z czystym sumieniem wydałabym 69 zł, gdyby kosztowała więcej też bym po nią sięgnęła. To tytuł jeden z niewielu, który wciąż nie może trafić na moją półkę z książkami, bo od kilkunastu tygodni cały czas coś z niej gotuję i piekę. Uważam, że to i dla Ciebie tytuł z tych Must Have! Polecam.

Tytuł: Nowy Jork na talerzu
Autor: Smitten Kitchen
Wydawnictwo: Znak
Cena: 69,90 (obecnie na stronie wydawnictwa można ją kupić za 52.90)

stycznia 19, 2017

Chleb z Garnka Żeliwnego - Łatwy i Długo Świeży

Chleb z Garnka Żeliwnego - Łatwy i Długo Świeży

Od dłuższego czasu chodził za mną chleb, który chciałam upiec w swoim garnku żeliwnym Staub. Byłam bardzo ciekawa jak taki chleb smakuje i czy jest trudny w przygotowaniu. Sprawdziłam. Nie dość, że bezproblemowy w pieczeniu, to ten smak..... mmmmm, brak słów. Kiedy tylko wystygł, dziecko oczywiście zgarnęło piętkę i jemu brakło słów. Taki był pyszny! A jedliśmy go z kremowym domowym pasztetem z wątróbek drobiowych, który tamtego dnia przygotowałam. Kawałek zostało nam na drugi dzień i jeśli chodzi o świeżość, to następnego dnia jest równie smaczny i mięciutki. Tu po przepis wpadłam do Pawła z bloga Chleby Info, bo sobie przypomniałam, że kiedyś u niego widziałam fajny chleb. Aaa i zapomniałabym, jeśli nie masz i nie chcesz mieć garnka żeliwnego ten chleb wychodzi również w dużym naczyniu żaroodpornym, bo z tego przepisu wychodzi naprawdę konkretny bochen chleba. W każdym bądź razie warto i na chwilę obecną ten chleb u mnie pieczony jest co trzy dni i Młody nie ma go dość, bo i smak i struktura jest mega!


Składniki:
  • 600 g mąki pszennej typ 650
  • 360 g wody
  • 2 łyżeczki soli
  • 2 łyżeczki cukru
  • 25 g świeżych drożdży lub 2 łyżeczki suchych 


Wykonanie:
Tu nie ma żadnej filozofii, ani trudności. Ja piekłam na świeżych drożdżach, więc do miski wsypałam sól, na nią mąkę, łyżką zrobiłam sobie dołek w mące, do którego wsypałam cukier, wkruszyłam drożdże i wlałam do niego ciepłą wodę. Wlewając wodę mieszałam zawartość w dołku starając się rozetrzeć drożdże o dno miski. Jednym słowem zrobiłam rozczyn. Miskę przykryłam ściereczką, odstawiałam na około 10-15 minut. Kiedy rozczyn podwoił objętość całą zawartość miski wymieszałam łyżką, a potem wyrobiłam ciasto ręką. Wyrobione ciasto pozostawiłam w misce, przykryłam ją ściereczką i odstawiłam na 1 godzinę do wyrośnięcia. Po godzinie uderzyłam ciasto pięścią aby je odpowietrzyć, z ciasta uformowałam owalny bochenek i jak Paweł radził położyłam bochenek na  papierze do pieczenia do wyrośnięcia na kolejną 1 godzinę. Po 30 minutach rośnięcia ciasta włożyłam garnek żeliwny do piekarnika, który następnie włączyłam i ustawiłam temperaturę na 250 stopni. Kiedy piekarnik nagrzał się do tej temperatury, piekarnik przykręciłam na 220 stopni.



 W tym momencie upłynęła godzina wyrastania bochenka chleba, który oprószyłam mąką (mąka chroni przed przypaleniem chleba), bardzo ostrym nożem nacięłam chleb tak jak widać na zdjęciach, choć powiem Wam, że ja go ostatnio nacinam pod skosem, jakoś tak mi się podoba ostatnio :) Z piekarnika wyciągnęłam rozgrzany garnek żeliwny, do którego ostrożnie przeniosłam chleb, garnek przykryłam pokrywką i wstawiłam do piekarnika. Piekłam 30 minut w temperaturze 220 stopni przykryty pokrywką, a po tym czasie zdjęłam z garnka pokrywkę i piekłam kolejne 30 minut. Po tym czasie wyciągnęłam naczynie, wyciągnęłam z niego chleb i pozostawiłam go w spokoju do całkowitego wystygnięcia, wtedy nabierze odpowiedniej struktury. Najlepiej na ten czas idź na spacer, bo w przeciwnym razie będziesz siedzieć przy nim tak jak my i patrzeć jak stygnie powstrzymując się ze wszystkich sił, żeby nie kroić ciepłego :)

*Ważne! Jeśli bochenek chleba wyrasta na papierze do pieczenia łatwiej Ci będzie potem przenieść bochen do rozgrzanego garnka, łapiąc za brzegi papieru i wkładając chleb razem z papierem. Ja na chwilę obecną delikatnie wkładam bochenek chleba bez papieru, tylko bardziej uważam aby nie poparzyć rąk o brzegi rozgrzanego naczynia. Chleb trzeba przenieść delikatnie, bo jak go po prostu wrzucisz do gara to chleb opadnie :)
SMACZNEGO życzy

stycznia 16, 2017

Garnek Żeliwny Staub, Informacje i Zasady jak Obchodzić i Gotować w Naczyniach Żeliwnych

Garnek Żeliwny Staub, Informacje i Zasady jak Obchodzić i Gotować w Naczyniach Żeliwnych

Na początku myślałam o napisaniu klasycznej recenzji produktu jakim jest owalny garnek żeliwny Staub , ale rozmyśliłam się. Dlaczego? Natchnęła mnie jedna z rozmów z moim kolegą. Ja mu ochy i achy o garnku żeliwnym, a on po prostu zapytał "Bez sensu płacić tyle kasy za taki garnek jak Twój skoro w zwykłym taka sama zupa wyjdzie". No właśnie. Nie każdy siedzi w tematyce kuchennej tyle co ja. Nie każdy wie czym dla takich ludzi jak ja jest garnek żeliwny. Dlatego pomyślałam, że ten post będzie takim zbiorem wiadomości na temat firmy Staub, żeliwa, metody produkcji, na co zwracać uwagę wybierając taki garnek, mojej subiektywnej opinii i co najważniejsze jak dbać o to kuchenne Ferrari jak już się pojawi w naszej kuchni.



Zacznijmy od początku.
Najlepszymi na świecie producentami garnków żeliwnych są trzy firmy: francuska Staub i szwedzka Skeppshult oraz francuska Le Creuset. Staub na swoje naczynia daje dożywotnią gwarancję, Skeppeshut 25 lat. Staub wręcz obsesyjnie dba o idealne wykończenie powłok naczyń,które nakładane są nawet 4 krotnie, przy użyciu znanej już w średniowieczu techniki majolika. Producent dba o to aby powierzchnia szkliwa była błyszcząca, powłoki gładkie, a kolory intensywne i nie blaknące nawet po wielu latach. Ja osobiście zauważyłam, że mocno rozgrzany garnek do temperatury powyżej 220 stopni nabiera bordowego koloru, a potem stygnąc wraca czerwieni. Naczynia Staub powstają wyłącznie na terenie Francji. Skeppshult wyłącznie w Szwecji, firma nawet ma swoją kopalnię piasku w którym wypalane są naczynia, ale o tej firmie i jej zwyczajach napiszę innym razem. Co więc jest ważne? Europejskie pochodzenie naczyń ( ze względu na mniejsze zanieczyszczenie środowiska), waga naczyń (im bardziej zanieczyszczone żeliwo tym jest lżejsze, w żeliwie nagromadzonych jest więcej pęcherzyków powietrza, co wpływa również na trwałość i bezpieczeństwo użytkowania. Może bez wyraźnych powodów pęknąć podczas pieczenia). Gwarancja jest również ważna i jest pewnym wyznacznikiem jakości. Jak już wspomniałam Obie wymienione i najbardziej cenione na świecie firmy dają bardzo długi okres gwarancji, a Staub nawet dożywotni, czyli producent jest pewny jakości jaką wypuszcza na rynek.

Ale są przecież naczynia żeliwne dużo tańsze niż Staub. No właśnie, często produkowane są w Turcji i państwach azjatyckich, a tu bardzo sprytnie producenci uzyskują europejski "paszport produktu" rejestrując firmę w krajach europejskich. Tu nie jesteśmy w stanie sprawdzić gdzie tak naprawdę i w jaki sposób produkowane są te naczynia. Okres gwarancji również waha się od 2 - 5 lat. Dodatkowo waga takiego tańszego odpowiednika jest o wiele niższa od tych wymienionych firm, a dlaczego to już wspomniałam wyżej. Kwestię wyboru ewentualnego żeliwa zostawiam Tobie, ja Ci tylko trochę o tym żeliwie opowiem.


JAK SIĘ MA ŚREDNICA NACZYNIA ŻELIWNEGO DO ŚREDNICY PALNIKA
Często producenci podają średnicę mierzoną w najwyższym i najszerszym miejscu. Zwykle faktyczna średnica dna jest o ok. 4 cm mniejsza niż podana przez producenta (ta górna). Oczywiście tu mamy wyjątek, którym są woki, bo w zależności od kąta nachylenia ścianek ich średnica dna jest o wiele mniejsza od średnicy górnej. Średnica dna woka może być nawet o połowę mniejsza niż ta górna.
Jeśli chodzi o rozgrzewanie się naczyń żeliwnych, to doskonałe i opracowane przez fachowców żeliwo zaufanych marek świetnie przewodzi i rozprowadza ciepło po całym naczyniu. Oczywiście jeśli garnek lub patelnię o dużej średnicy postawimy na najmniejszym płomieniu proces rozgrzewania będzie trwał dłużej, bo najpierw rozgrzeje się na środku, ale potem i tak ciepło zostanie rozprowadzone po całym naczyniu i możliwość smażenia czy gotowania będzie możliwa tak jak w przypadku palników o większej średnicy.

WNIOSEK:  Naczynia żeliwne spokojnie dopasowujmy do  naszych preferencji kulinarnych, ilości w jakiej przygotowujemy potrawy. WAŻNE! Oczywiście nie przesadzajmy i nie idźmy w skrajności i nie stawiajmy naczyń na palnikach o większej średnicy niż dno naczynia ;)


ALERGIA I ŻELIWO
Naczynia bardzo cenionych producentów marek i Staub i Le Creuset zdobyły światowe uznanie za najwyższej klasy żeliwo. Tu w przypadku obu tych marek zastosowana jest powłoka stworzona na bazie szkła lub szklanej emulsji, glazur, dzięki temu z tych naczyń spokojnie mogą korzystać alergicy. Powłoka ta jest gładka, nie ma porów, w które mogłyby wnikać drobnoustroje chorobotwórcze. Nie przepuszcza związków, które zawarte są  w stopie żeliwa, które mogłyby zaszkodzić alergikowi.

Owszem naczynia obu tych firm nie należą do najtańszych, ale cena obejmuje nie tylko dożywotnią gwarancję  w przypadku Staub, ale również użycia najwyższej jakości materiałów, każdy produkt poddawany jest wnikliwym kontrolom jakości, a także do produkcji garnków i patelni używane są ekologiczne komponenty.
WNIOSEK: Uważam, że mając na uwadze zdrowie wszystkich członków rodziny warto zainwestować w zaufaną markę, w najwyższej klasy żeliwo i cieszyć się takim naczyniem przez całe życie (tym bardziej, że Staub daje nam dożywotnią gwarancję na produkt) niż ryzykować w tańsze odpowiedniki, Których składu ani to czy użyte materiały nie wchodzą w reakcje z potrawami nie jesteśmy w stanie sprawdzić.


POKRYWKI NACZYŃ ŻELIWNYCH FIRMY STAUB
A według Ciebie jaką rolę spełnia pokrywka garnka?
Czy pokrywka służy do tego aby wywar się nie wygotował? Żeby tłuszcz z patelni nie pryskał?
No właśnie, to teraz Ci opowiem co wymyślił producent naczyń Staub w kwestii pokrywek naczyń żeliwnych.

Wiesz, że sama pokrywka stanowi 1/3 wagi naczynia? Sprawdziłam, sama pokrywka mojego garnka waży 2144 g, a garnek bez pokrywki waży 3980 g, czyli razem prawie 6 kilogramów! Jest bardzo ciężka, przez co nie ma opcji aby wytwarzająca się para i ciśnienie wewnątrz naczynia sprawiły aby ześlizgnęła się lub poruszała się, co mają w zwyczaju inne pokrywki naczyń aluminiowych i stalowych. Dusiłam, gotowałam i pokrywka ani drgnęła, a zawartość garnka nigdy nie wykipiała! Pokrywka Staub jest całkowicie płaska z widocznymi wypustkami na całej powierzchni. Po co tak? Jest kilka powodów. Po pierwsze wytwarzająca się para uderzając w płaską i ciężką pokrywkę skrapla się na wypustkach i spada bezpośrednio na potrawę nawilżając ją na całej powierzchni równomiernie. Na pokrywkach o tradycyjnych wypukłych pokrywkach ta para po prostu spływa po obłym kształcie i spływa po ściankach garnka. W przypadku garnków i naczyń Staub Twoje mięso nigdy  po upieczeniu nie będzie twarde i łykowate. Para nie ucieka, a wraz z nią nie uciekają witaminy i minerały. Nie ma potrzeby dolewania płynów podczas duszenia, dzięki czemu smak potraw jest bardziej wyrazisty i zdrowszy.



WNIOSEK: Byłam i jestem pod ogromnym wrażeniem smaku pieczonych ot na przykład zwykłych udek z ziemniakami. Dopiero w żeliwie pozwoliłam sobie na luksus nie podlewania kuraka odrobiną wody jak to zwykle czyniłam, żeby mięso nie przypiekło i nie przypaliło się do dna naczynia. Dzięki temu smak za każdym razem wychodzi taki.... skondensowany, że zwykłe ziemniaki smakowały tak wyraziście i nieziemsko, że aż głupio się tak zachwycać .





Kurczak pieczony w całości był mega soczysty i delikatny a piekłam go pod przykryciem, bo chciałam uzyskać delikatne mięso bez przypieczonej skórki, w efekcie wyszedł  tak jakbym go  gotowała na parze, dodatkowo był niezwykle aromatyczny, bo piekłam go na warzywach. Nie podlewałam wodą, a po wyciągnięciu z piekarnika wreszcie zobaczyłam jak dużo aromatycznego wywaru uzyskałam z samych warzyw i mięsa. W dodatku nic nie przywarło do dna i nie było mowy o przypaleniu się warzyw, które były na samym spodzie. Dzięki temu mogłam garnek z upieczonymi warzywami postawić na gazie, wlać wino, zredukować i przyrządzić mega smaczny sos z pieczonych warzyw.


KILKA WAŻNYCH ZASAD NA POCZĄTEK!
 To jest istotna część tego postu. Jeśli już w Twojej kuchni pojawi się garnek żeliwny, a już wiesz nie kosztował mało, warto trzymać się kilku zasad aby cieszyć się naczyniem nawet przez całe życie.Tu będę pisać wyłącznie o tych ze szkliwioną powłoką (Staub i Le Creuset)
  • Nowe naczynie żeliwne należy umyć w ciepłej wodzie z dodatkiem płynu do naczyń. Dokładnie osuszyć ściereczką kuchenną. Wnętrze i spód pokrywki dokładnie nasmarować olejem jadalnym przy pomocy ręcznika papierowego. I tu bardzo istotne, należy wstawić naczynie do zimnego piekarnika, obok garnka położyć pokrywkę i ustawić piekarnik na 150 stopni i od chwili nagrzania się się piekarnika zapiekać garnek przez oko. 20 minut. Wystudzić garnek. Ponownie nasmarować olejem i znowu wstawić do zimnego piekarnika i nagrzać tak jak wyżej. W sumie tą czynność powtórzyć 3 razy.
  • Jeśli coś Ci się skarmelizuje na dnie, zalej wodą i odstaw na kilka minut po czym ponownie umyj.
  • Rozmiar palnika nie może być większy niż średnica dna naczynia żeliwnego!
  • W kuchenkach indukcyjnych nie używaj palnika Boost! Żeliwo nie lubi szoków termicznych, ani gwałtownego chłodzenia, ani gwałtownego rozgrzania!
  • Dlatego, że żeliwo nie lubi szoków termicznych trzeba się nauczyć, że potrawę w rozgrzanym garnku podlewamy płynami w temperaturze pokojowej lub ciepłymi!
  • Do mieszania, przewracania czy wyciągania używaj wyłącznie drewnianych lub syntetycznych akcesoriów typu łopatki, łyżki, widelce itp. Oczywiście stal nie uszkodzi powłoki, ale ją po prostu może zmatowić.
  • Mycie wyłącznie ręczne! Naczynia z powłokami (Staub i Le Creuset) można myć wodą z dodatkiem płynu do naczyń, ale nie używaj ostrych druciaków itp, tylko normalnej zwykłej gąbki do mycia naczyń. Jeśli chodzi o naczynia żeliwne firmy Skeppelshult tu absolutnie nie wolno używać płynu do naczyń! Naczynia tej firmy myj wyłącznie ciepłą wodą!
  • Żeliwo z powłokami (Staub i Le Creuset)  należy co jakiś czas zakonserwować! Ja po każdym myciu przy pomocy ręcznika papierowego nacieram wnętrze garnka i pokrywki olejem jadalnym. Brzegi również, bo te nie są szkliwione, ale o tym innym razem, bo tu jest osobna historia :)
  • Naczynia żeliwne muszą same wystygnąć, nie przyspieszaj tego procesu. Żeliwo nie znosi szoku termicznego!
Jak piec i gotować w garnkach żeliwnych. Metody i kilka sposobów opiszę innym razem, bo anegdot i ciekawych historii jest więcej.
Na dole strony w tagach pojawiło się nowe słowo, które będzie osobną kategorią, w której będą ukazywać się przepisy na potrawy i dania przygotowane w naczyniach żeliwnych. Już dziś serdecznie zapraszam!

Przedstawiłam Tobie garnek żeliwny firmy Staub, której zaufało miliony ludzi na całym świecie, do tego dorzucam Ci zaufany sklep, któremu ufam od wielu lat, a poziom obsługi i realizacji zamówień jest godny poziomu Staub, a sklep to dobrze Ci znany BALLARINI! To właśnie tam znajdziecie szeroki wybór naczyń żeliwnych, ale również ceramicznych wspomnianej wcześniej francuskiej firmy Staub. 

Wasza 

stycznia 13, 2017

Granola z Kaszy Jaglanej

Granola z Kaszy Jaglanej

Granola, która spać mi nie dawała. Tak strrraszzzznie byłam jej ciekawa. I jak czytałam u BlendMan, że jak to, kaszy jaglanej nie gotujemy? No właśnie, nie gotujemy kaszy jaglanej! A sama granola, jest łatwa, mało skomplikowana w przygotowaniu. W smaku taka jaką lubię, nie za słodka. Bez cukru! Jeśli jednak lubisz bardziej słodsze dodatki do mleka, dołóż tam ze dwie łyżki miodu, albo całkowicie syrop daktylowy zamień na miód lub syrop klonowy. Choć ja wolę dosładzać wrzucając świeże lub suszone owoce do mleka lub jogurtu z granolą. Po tej granoli, to coś czuję, że pójdę jeszcze głębiej w kaszowe granole :) Spodobało mi się!


Składniki:




Sposób przygotowania:
Jak masz przygotowany syrop daktylowy to po prostu wszystkie składniki wymieszaj ze sobą w misce. Jeśli dopiero zamierzasz przygotować syrop daktylowy, zalej gorącą wodą i za 30 minut syrop będziesz mieć gotowy. Wracając do wymieszanych już składników przełóż je na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia i wstaw do nagrzanego do 180 stopni piekarnika i piecz 30 minut. Oczywiście tak jak to bywa przy granolach, co na przykład 10 minut nachyl się nad blaszką i przemieszaj wszystko, żeby się nie przypaliła ;) Po 30 minutach zmniejsz temperaturę na ok. 120 stopni i susz granolę w tej temperaturze przez około 15 minut. Potem wyciąg blachę z piekarnika, odstaw niech spokojnie wystygnie. W tym czasie mogę się założyć, że będziesz stać przy gorącej granoli i wyjadać jeszcze ciepłą ;) Wystudzoną granolę schowaj do szczelnego pojemnika i smacznego życzę przy każdym śniadaniu :)
SMACZNEGO życzy

stycznia 13, 2017

Syrop Daktylowy

Syrop Daktylowy

Zrobiłam, bo potrzebowałam do granoli jaglanej. Nie będę się wypowiadać na temat wyglądu tego syropu daktylowego, pozostawię bez komentarza :) Mimo, że w miseczce wygląda jakby miał konsystencję stałą, jest dość luźny. W smaku lekko słodki. Mniej kaloryczny niż inne naturalne słodziwa. Normalnie same plusy. Ja jeszcze powrócę do niego, bo nabrałam ochoty pokombinować z nim przy innych potrawach. Tymczasem cała micha poszła mi do granoli. Wykonanie go jest dość proste, a ja bardzo przypadkiem wpadłam na blog BlendMan, a wszystko przez jego jaglana granolę, o której w następnym poście. Tymczasem lecimy z przepisem, bo nie ma czasu :)

Składniki:
Sposób przygotowania:
Jak widać składników idzie co nie miara. Żartuję oczywiście! Opis wykonania też nie będzie zbyt rozbudowany, bo daktyle trzeba wysypać do miski, zalać gorącą wodą, odstawić na 30 minut i potem wszystko zmiksować (razem z wodą, w której się moczyły daktyle). To wszystko. Następnym razem do tej mieszanki wsypię sobie trochę cynamonu, bo jakoś mi daktyle z cynamonem zawsze pasują :)
SMACZNEGO życzy

stycznia 11, 2017

Sernik na Zimno z Masłem Orzechowym (bez żelatyny)

Sernik na Zimno z Masłem Orzechowym (bez żelatyny)

Po świętach trochę odrzuciło mnie od słodkiego. Po prostu przestałam mieć ochotę na na słodycze. Chodzę i podjadam cytrusy i ciągle mam ochotę na wątróbkę :) W domu jest jeszcze mój nastoletni syn, który jak każde dziecko lubi słodycze. To, że ja nie jem słodkiego nie znaczy, że nie mogę przygotować czegoś pysznego osobie, którą kocham. Tym razem postawiłam na ulubione smaki Młodego i tu prostokątna forma do tarty idealnie się przydała. Jej rozmiar idealny, bo sernik miał być dla jednej osoby, więc i wysokość i wielkość była odpowiednia. Sama forma jest bardzo stabilna, wykonana ze stali węglowej, wyjmowane dno świetnie przylega do karbowanych ścianek. Pokryta jest nieprzywieralną powłoką typu non-stick, dzięki czemu nie miałam żadnych problemów z wyciągnięciem sernika na tackę. Na koniec napiszę, że minusów nie znalazłam, a mało tego taką wisienką na torcie będzie cena, bo na dzień dzisiejszy w sklepie Garneczki forma ma bardzo atrakcyjną cenę promocyjną,  jedyne 19 zł. Normalnie, aż ma się ochotę zamówić od razy dwie, a nawet trzy :)


Wracając do samego sernika, nie ma potrzeby użycia żelatyny, bo masa serowa jest niezwykle kremowa, fajnie się kroi. Przepis powstał w mojej głowie, ale byłam przebiegła, bo wrzucając składniki do miski obok położyłam notes i na bieżąco zapisywałam proporcje i składniki jakie użyłam. Ja chętnie wrócę do tego przepisu, Młody chętnie wróci do smaku tego sernika, a i myślę, że i Wy chętnie zrobicie takie małe co nieco ;)


Składniki na formę 35 x 11 cm:
Spód:
  • 90 g ciastek maślanych (zwykle używam ciastek Bonitki z Biedronki)
  • 25 g rozpuszczonego masła
  • 15 g  domowego masła orzechowego
Ciastka zmiksowałam w blenderze na piasek. Wlałam rozpuszczone masło, wymieszałam. Dołożyłam masło orzechowe i wmieszałam w ciasteczka. Ogólnie chodzi tu, aby konsystencją ciasteczka z masłem przypominały mokry piasek, dzięki czemu dobrze można je ugnieść i uformować boki, a potem po schłodzeniu podczas krojenia ciastka nie obsypują się mocno. Gotowy spód ciasteczkowy wyłożyłam do formy i ugniatając łyżką uformowałam z niego spód i boki i na czas przygotowywania masy serowej formę wstawiłam do lodówki.


Masa serowa:
  • 250 g sera białego chudego (1 kostka)
  • 150 g domowego masła orzechowego <-------przepis
  • 3 łyżki cukru pudru
  • 1 łyżka śmietanki kremówki 30 %
Ser przecisnęłam przez praskę do ziemniaków. Do sera dołożyłam masło orzechowe, najbardziej smakuje nam domowe przygotowane z niewielką ilością cukru pudru, przepis znajdziecie na blogu. Miksując ser z masłem wsypałam cukier puder i wlałam łyżkę śmietanki kremówki. Można dodatkowo dosłodzić masę, choć dla nas takie proporcje były idealne. Gotową masę wyłożyłam na schłodzony spód ciasteczkowy, wyrównałam i wstawiłam do lodówki. Zajęłam się czekoladą.

Polewa:
  • 100 g mlecznej czekolady
  • 2 łyżki śmietanki kremówki
Tu chciałam uzyskać efekt miękkiej czekolady, aby dobrze się kroiło, ale czysty smak czekolady pozostał, dlatego czekoladę rozpuściłam w kremówce. W rondelku śmietankę doprowadziłam do wrzenia, zestawiłam z ognia, wrzuciłam czekoladę połamaną na kosteczki i rozpuściłam ją w śmietance. Lekko przestygniętą czekoladę wylałam na masę serową, posypałam drobinkami czekoladowymi i czekoladowymi kulkami z białej czekolady. 

Sernik robiłam wieczorem, więc do lodówki trafił na całą noc, ale myślę, że czas chłodzenia może być krótszy, na przykład ok 4- 6 godzin.
SMACZNEGO życzy

stycznia 04, 2017

Herbatniki Waniliowe z Czekoladą

Herbatniki Waniliowe z Czekoladą

Czy jest na sali ktoś kto nie lubi ciastek? No właśnie. Każdy lubi ciastka, ale nie każdy lubi je piec. Dziś mam dla Was wersję od której zaczynałam zanim zaczęłam kombinować z przepisem i tworzyć inne smaki, takie jak lawendowe, kakaowe i kilka innych. Na przepis natknęłam się kilka lat temu na blogu Moje Wypieki. Przepis został ze mną do dziś i do dziś te waniliowe są ulubionymi ciastkami mojego dziecka, no dobra moje też :) Ciasto fajnie współpracuje z wałkiem, dodatkowy plus zyskuje za to, że ciastka po upieczeniu nie zmieniają kształtu i nie rosną. Jakie wkładasz, takie wyciągasz z piekarnika.




Jak widać na zdjęciach bawiłam się nowym wykrawaczem do ciastek, którego kształt zakochał mnie do tego stopnia, że wszystkie ciastka jakie zamierzam piec wycinałabym na kształt herbatników. W zestawie dołączona jest silikonowa forma w trzech wzorach, która umożliwia wykonanie czekoladowych albo żelowych nakładek na ciastka. Albo po prostu cienkich czekoladowych tafli. Czekolada w nich zastyga w lodówce w kilka chwil, więc tylko wyciągać, napełniać i potem przyklejać na ciastka, a efekt WOW macie gwarantowany. Do tego wszystko niezwykle łatwo utrzymać zestaw w czystości. Mało tego w sklepie Garneczki znajdziecie kilka rodzajów zestawów do herbatników o różnych kształtach, na różne okazje. Z czystym sumieniem polecam, bo firma która tworzy takie sprytne akcesoria to Silikomart, której wiele produktów wypełnia moją kuchenną szufladę i cenię ją za wysoką jakość wykonania, funkcjonalność i co najważniejsze przystępne ceny. Polecam z czystym sumieniem. A przepis na herbatniki już macie, teraz wystarczy upolować zestaw do wycinania ;)



Składniki:
  • 250 g mąki pszennej
  • 125 g cukru pudru
  • 125 g zimnego masła
  • 1 jajko 
  • ziarenka z 1 laski wanilii
Dodatkowo:
  • 100 g gorzkiej czekolady
Sposób przygotowania:
Normalnie bajka! Zwykle do miski wsypuję odmierzoną mąkę i cukier puder, mieszam. Wrzucam pokrojone na kawałeczki masło i rozcieram je pomiędzy palcami razem z mąką i cukrem pudrem. Następnie wlewam roztrzepane jajko z ziarenkami wanilii i ciasto wyrabiam szybko do uzyskania jednolitej masy. Naprawdę, cały cykl trwa tylko kilka minut. Z ciasta formuję kulę, spłaszczam, owijam folią spożywczą i wstawiam do lodówki na minimum godzinę. Ja zwykle ciasto zagniatam sobie wieczorem i rano piekę ciastka. Schłodzone ciasto wykładam na blat oprószony mąką, rozwałkowuję cienko (pamiętajcie ciastka nie urosną), wycinam wybrane kształty, w tym przypadku to był kształt klasycznych herbatników, układam je na blaszce wyłożonej papierem do pieczenia i wstawiam do piekarnika nagrzanego do 180-190 stopni i piekę max. 15 minut. Zwykle jest to mniej niż 15 minut. Tu obserwujcie ciastka, bo każdy piekarnik piecze inaczej, więc pilnujemy aby wyciągnąć ciastka rumiane, a nie brązowe :)






 Można skończyć na tym etapie, można pokombinować dalej. Ja rozpuściłam gorzką czekoladę, partiami wylewałam ją na silikonowe foremki, wstawiałam do lodówki na kilka minut i potem gotowe tafle przyklejałam na wystudzone ciastka smarując wierzch odrobiną czekolady. Ciastka z czekoladą na wierzchu zniknęły od razu, a te bez czekolady zaraz na drugi dzień. Gwarantuję Wam, że jeśli upieczecie chociaż raz te ciastka na jednym razie się nie skończy ;)
BUZIAKI :)

Drukuj

Copyright © 2016 Blondynka Gotuje , Blogger