czerwca 27, 2016

Moje Dobrze Wykorzystane Minutki

Moje Dobrze Wykorzystane Minutki

Dziś pokażę Wam kilka propozycji na fajne spędzenie czasu. Praktycznie bez odchodzenia od stołu. Pogoda bywa różna, nastroje też. Wystarczy jedna z książek, dziecku podkraść kilka kredek lub flamastrów i można się nieźle zabawić :)

Kiedy dotarły do mnie pierwsze tytuły "Połącz kropki" (Zwierzęta, Artyści) byłam pewna, że machnę ze dwa obrazki i książka wyląduje w ciemnym kącie, a tu taka niespodzianka. Normalnie doszło do tego, że łączyłam kropki każdego wieczora. Potem doszła kolorowanka, następne kropki i kwerkle. Ta co nie potrafiła namalować martwej natury na lekcjach plastyki teraz siedzi praktycznie codziennie i albo łączy kropki, albo koloruje. 
O kropkach możecie poczytać jeszcze w poście Zakropkowana.

Bo mnie to uspokaja. Wycisza, relaksuje, odpręża. Kiedy wracam wieczorem z pracy, czasami wkurzona, zmęczona lub zestresowana, siadam do książki i coś tam sobie koloruję lub łączę. Zwykle na jeden raz biorę jedną stronę i po takiej stronie jest mi tak fajnie i tak dobrze. Do tego dochodzi bonus, efekty tego kreślenia są fantastyczne, bo rysunki wychodzą piękne. Nie trzeba mieć zdolności (ja nie mam), nie trzeba mieć cierpliwości (ja nie mam), nie trzeba dysponować ogromna ilością czasu (czasu zbyt wiele też nie mam), po prostu trzeba chcieć, a potem to już łapie się takiego bakcyla, że ja już zastanawiam się co to będzie jak mi się skończy Kwerkle....... Hej, Insignis, co będzie? Będą kolejne części?


"Połącz kropki" -Thomas Pavitte, to moje pierwsze love. Wykonanie jednego rysunku to nie całe 60 minut. Tak wciąga, że nie można się oderwać. Ogromny format daje nam możliwość wykonane dzieło oprawić w ramkę i powiesić na ścianie. Niesamowita szczegółowość każdego rysunku jest naprawdę niewiarygodna, szczególnie to odczułam przy kreśleniu mostu z części "Połącz kropki - Pejzaże miast". Zresztą zobaczcie tutaj, niżej znaczy się :)





W internetach widziałam, że zdolniejsze osobniki jeszcze kolorują takie obrazki, cieniują i to naprawdę wygląda mega. Ja ograniczam się do wykreślenia rysunku, bo jestem podstawową wersją lenia bez talentu plastycznego, serio, serio :)



"Kwerkle" - Thomas Pavitte, to moje ostatnie love. Normalnie ta książka mnie zakochała w sobie bez pamięci. Nawet zmobilizowała mnie aby kupić nowe flamastry i mieć swoje, a nie wykradać dziecku :) Kolorowałam też kredkami, ale to jednak nie jest to, flamastrami obrazki są żywsze i ładniejsze. Wystarczy tylko pięć kolorów. Koloruję przy ławie, na łóżku, na kolanie, normalnie ten tytuł jest fenomenalny. I te zwierzęta takie ładne wychodzą, bardzo mi się podoba efekt każdego rysunku. Powiem Wam, że mój nastoletni syn, tak sobie zerkał jak mi to wychodzi i potem zaklepał sobie kilka zwierząt i on zaczął kolorować. A to nie jest osobnik, który uwielbia malować, czy rysować :) Nie dość, że wciąga, to jeszcze zaraża otoczenie. Zresztą sami zobaczcie jakie to fajne!







Dla mnie mega! 



A kogut kredkami, widać różnicę, taki smutnawy w porównaniu do poprzednich :)


"Kolorowanka uważności " - Emma Farrarons, to też ciekawa pozycja. Format kieszonkowy, zmieści się do torebki. Opracowana tak jakby z myślą o mnie, każda strona ma jakiejś wzory do pokolorowania, czasami podzielona na kilka elementów, czyli można kolorować na kilka razy, albo wybrany kawałek. Tu możemy bawić się kolorami, ogranicza nas tylko nasza fantazja. Tu podpisuję się obiema rękami, że tak to dla mnie jest terapia antystresowa.






Tak jak widzicie, można po jednym motylku,listku albo pójść na całość i machnąć całą stronę. Zauważyłam, że jak się siada do tej kolorowanki tylko  na chwilkę, działa identycznie jak Facebook, wydaje się, że siedzimy minutkę, a tu godzina przeleciała nie wiadomo kiedy.


"Dziennik uważności" - Corinne Sweet, tu się przyznam bez bicia, takie metody na mnie nie działają. Zatrzymać się, nie myśleć o wielu rzeczach, skupić się na jednej myśli..... tiaaaa, no już widzę jak Blondynka się skupia i nie myśli o milionach spraw. Jak to czytałam wszystko ma sens, nie dziwię się, że na świecie jest szał na takie techniki relaksacyjne, tylko w mojej głowie zawsze sto myśli na sekundę "kupić mięso na obiad, ziemniaki się skończyły, odpisać na maile, skierowanie do lekarza, umyć okna, rower za godzinę i jeszcze soczek wycisnąć...." i tak dalej i tak dalej. Jedyna książka nie dopasowana do mojego "ADHD" :)


A TERAZ UWAGA !!!

Postarałam się o kilka egzemplarzy książek dla Was. I mam do rozdania w sumie 6 tytułów, te o których napisałam wyżej. A poniżej te dla Was :)



Czyli mamy 5 nagród, bo "Dziennik uważności" i "Kolorowankę uważności" wysyłam jako zestaw. Oczywiście jest haczyk, otóż nic za darmo. Ja mam duży dystans do siebie i lubię się uśmiechać, nie potrafię rysować i wymyśliłam taką zabawę. Chcesz książkę? Dam Ci ją chętnie, tylko:

Napisz mi co na co dzień najbardziej Cię stresuje i narysuj KOTKA :)


Dlaczego kota? Ja umiem tylko kota rysować i chciałam jakoś Was ośmielić. Nie musisz umieć rysować! Nie musisz mieć talentu plastycznego! Nie wstydź się, nie pozwolę aby ktokolwiek się z Ciebie śmiał!

Na portalu Facebook na fan page`u Blondynka Gotuje, utworzyłam wydarzenie "NARYSUJ KOTKA I ZGARNIJ SUPER KSIĄŻKĘ :)" - tam wklej zdjęcie Twojego kota i napisz w komentarzu co Cię stresuje na co dzień.
Ps. Czerwone wyrazy przeniosą Cię do wspomnianego wydarzenia! 

Jeśli nie posiadasz konta na FB, wyślij do mnie maila, który powinien zawierać zdjęcie kota i kilka słów co Cię stresuje na co dzień, imię i nazwisko oraz skąd jesteś.
Mój adres mailowy: blondynkagotuje@interia.pl

Wasze kotki i słowa zbieram do niedzieli do 3 lipca do północy ;)
Ogłoszenie do kogo polecą książki będzie 4 lipca  około południa, listę osób napiszę w wydarzeniu na FB oraz na końcu tego posta, więc koniecznie sprawdź listę, jeśli znajdziesz na niej swoje imię i nazwisko, napisz do mnie mail i dane adresowe potrzebne do wysyłki nagrody. Mój adres mailowy:  blondynkagotuje@interia.pl


Nagrody wysyłam na terenie Polski, jeśli mieszkasz poza granicami, podaj adres do kogoś w Polsce, kto potem przekaże Ci Twoją nagrodę. 

Nie wstydź się! Uśmiechnij się! Nie przejmuj się, nie wybieram dzieł sztuki, bo jak widać, marny ze mnie artysta :) Nikt Cię tu nie wyśmieje. Pobaw się razem ze mną! Trzymam kciuki!
Wasza Niepoprawna 
BLONDYNKA :)


WYNIKI: 

Aby było sprawiedliwie i obiektywnie, w wybór kotów, które zgarniają książki nie zaangażowałam się w ogóle.  Kwestią wyboru zajął się mój syn, który praktycznie nie uczestniczy w moich blogowych poczynaniach. Dałam mu wolną rękę, więc nie mam pojęcia czym się kierował przy wyborze.

Tak więc poniżej piszę listę osób z jego komentarzami jakie dostarczył mi na kartce:
Książki dostają:
  • DOROTA BRYCKA - "bo fajny i osoba, która rysowała musi mieć poczucie humoru, chyba lubi flamastry, to mamo wyślij jej Kwerkle"
  • PAULINA ŚCIGACZEWSKA - "jej na pewno Kwerkle, bo widać po kocie, że polubi kolorowanie flamastrami"
  • IZABELA KOCHANOWICZ - "jej  wyślij Połącz Kropki, bo fajnie cieniuje ołówkiem, to może te miasta jak połączy to potem jakoś pokombinuje"
  • ANNA PIECIULA - "jej też Połącz Kropki, to będzie miała pewną rękę w stawianiu kresek"
  • LUCYNA FARBISZ - "jej Kolorowankę i Dziennik Uważności, bo fajny kot i ona pracuje w szpitalu i ma małe dziecko, a tam można kolorować po kawałku i jak poczyta o tych sposobach na relaks, to może będzie jej łatwiej to wszytko ogarnąć przy dziecku i po pracy"
Nie miałam wpływu na treść wypowiedzi, zdania obok nazwisk. Dodatkowo Młody zapytał, dlaczego załatwiłam tak mało książek, bo chciał wszystkim coś wysłać. Nad tym pomyślę następnym razem. Tymczasem Bardzo Dziękuję za wspólną zabawę. W przyszłości jeszcze takie zorganizuję. Buziaki serdeczne!

Osoby z listy, bardzo proszę o podesłanie mi danych do wysyłki, czyli adres, numer tel dla kuriera. Dane wysyłajcie albo na podany wyżej mail, albo w wiadomości prywatnej na Facebook`u.
Nagrody postaram się wysłać jeszcze w tym tygodniu.
Pozdrawiam Serdecznie
Wasza Blondynka :)

Ps. Aaaaaa, i gratuluję serdecznie osobom z listy :)





czerwca 25, 2016

Kremowy Serek Kanapkowy ze Szczypiorkiem

Kremowy Serek Kanapkowy ze Szczypiorkiem

Banalnie prosto, szybko i smacznie. Serek kanapkowy, taki do smarowania. Od dawna już nie kupuję, tylko robię taki sama. Czasami tylko z solą, czasami z czosnkiem, z ziołami, czy taki jak dziś ze szczypiorkiem. Wystarczy tylko zmiksować kostkę sera białego razem z jakimś dodatkiem na jaki mamy ochotę.



Przy okazji sprawdziłam jak działa jedna z przystawek blendera ręcznego Silver Crest, który właśnie dziś jest w ofercie w sklepach Lidl. Miła niespodzianka, bo ostrze jest nieziemsko ostre, a cały proces miksowania potrwał kilka sekund i dokładnie zmiksował zarówno ser jak i szczypiorek. Tu pojemnik także posiada w zestawie pokrywkę, którą można przykryć zawartość i wstawić na przykład do lodówki. Wczoraj pozytywnie spisała się końcówka miksująca, efekty możecie podejrzeć w poście na Koktajl jagodowy z jarmużem. W najbliższym czasie sprawdzę jeszcze trzepaczkę, która również należy do zestawu tego blendera ręcznego.



Składniki:
  • 250 g sera białego (1 kostka u mnie tym razem chudy ser biały)
  • połowa pęczka szczypiorku (ilość dopasujcie do smaku jaki lubicie)
  • sól ziołowa


Sposób przygotowania:
Tu jak widać na zdjęciu wszystkie składniki umieściłam w pojemniku blendera i zmiksowałam na gładką masę. Jeśli nie zamierzacie jeść sera od razu, przykryjcie go i wstawcie do lodówki.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

czerwca 24, 2016

Moje serce należy do Ciebie, czy nie?

Moje serce należy do Ciebie, czy nie?

"Moje serce należy do Ciebie"-Alessio Puelo .... tiaaa, pewnie lekkie romansidło, w którym na końcu wszyscy żyli długo i szczęśliwie. A wcale nie! Tytuł tak naprawdę jest dwuznaczny. Może sugerować zarówno lekką opowieść z happy end`em, albo.... no właśnie.

Jeden wynik, jedna decyzja i w przeciągu kilku dni świat całej rodziny zmienia się o 360 stopni. Nowe miejsce, życie na nowo, dla nastoletniej bohaterki dodatkowo nowa szkoła, nowi znajomi i no własnie nowa miłość. Pierwsza i taka szczera. Tu aż serce się kraje jak czyta się, że nieuleczalna choroba wybrała tak sympatyczną dziewczynę. Cierpienie ojca i matki.

Książka wciąga i szybko się ją czyta. Poradziłam sobie z nią w dwa wieczory. Czytając obstawiałam, że tu może ojciec odda serce córce, taka ojcowska miłość, pokonanie barier. Jakże mnie zaskoczyło zakończenie kiedy to w dniu egzaminów maturalnych chłopak dziewczyny dostaje wiadomość, że jego ukochana właśnie umiera. Jego decyzje, które wydają się spontaniczne, które po przeanalizowaniu okazuje się, że on jednak wszystko przemyślał i zaplanował. Celowo nie napiszę dokładnie zakończenia, celowo nie opowiadam treści. Na świecie zostało tylko jedno z nich i jak tu dalej żyć....

Na co dzień wyciągam ręce za mocniejsze książki, przy których dużo myślę, analizuję. Po przeczytaniu myślę o nich dalej. Poruszające mocne tematy, rzadko kończą się dobrze, a jak już to zawsze ktoś po drodze ucierpi. A tu wpadła mi lekka łatwa i szybka lektura. Ale i tym razem wyciągnęłam sobie temat przesłanie. Według mnie książka daje mocno do myślenia na temat transplantologii. Jak wielu ludzi czeka na przeszczep, który jest jedyną szansą na życie, a ludzie tak mało się nad tym zastanawiają. Przechodzimy obojętnie, nie myśląc o innych, bo przecież po śmierci nasze organy na nic nam się przydadzą, a innym mogą uratować życie. Te słowa kieruję zarówno do ogółu,ale również do siebie, bo tak naprawdę nigdy się nie zastanawiałam, czy po śmierci oddać siebie innym. Zdecydowanie poruszane są tematy niepotrzebne, a za mało się mówi o tych naprawdę istotnych. Transplantologia to szansa na życie dla wielu ludzi.

To co może dać życie innym, zabieramy ze sobą i tu nie uważam, że robimy to złośliwie. Po prostu nikt o tym głośno nie mówi, a mu po prostu się nad tym nie zastanawiamy i tak się to wszystko kręci. Pasowałoby to zmienić.

Tytuł: Moje serce należy do ciebie
Autor: Alessio Puelo
Wydawnictwo: Muza
Wasza BLONDYNKA.


czerwca 24, 2016

Koktajl Jagodowy z Jarmużem, Mlekiem Kokosowym......, bez cukru

Koktajl Jagodowy z Jarmużem, Mlekiem Kokosowym......, bez cukru

Cała szklanka zdrowego i to fajne uczucie, że zrobiło się dobrze organizmowi. Jest tak gorąco, że nie mam ochoty ani na jedzenie, ani na robienie czegokolwiek. Leżałabym gdzieś w przeciągu i patrzyła na sufit, albo nie, kolorowała Kwerkle :)


 Z drugiej strony chciałam sobie sprawdzić jak działa blender ręczny, który kurier przyniósł mi dwa dni temu. Możecie się śmiać, ale w życiu nie miałam blendera ręcznego, takiego własnego, chciałam bardzo. W domu mam chyba ze sześć różnych kielichowych, a takiego do łapki ani jednego. Ale już jest super, bo mam Silver Crest od Lidl`a. Z tej firmy mam jeszcze mikser planetarny i jestem zadowolona, a blender zapunktował u mnie, mimo, że to było dopiero pierwsze użycie jednej końcówki. Postawiłam poprzeczkę wyżej, bo do  kubka wrzuciłam mrożone jagody i maliny, zielsko, orzechy i nasiona i poradził sobie świetnie, co mnie ucieszyło. Punkty ma u mnie za:
  • dobrą moc, bo 600W
  • cicha praca silnika, 
  • świetnie leży w dłoni,
  • pojemniki posiadają pokrywki,
  • wszystko łatwo i szybko się myje, 
  • no i cena przystępna, bo 79 zł
Od jutra będzie dostępny w sklepach stacjonarnych, to tak jakby ktoś miał ochotę kupić ten sprzęt. Kiedy pokazałam zdjęcie blendera na FB, kilka osób napisało w komentarzach, że ma ten sprzęt i używają już dwa i trzy lata, to dla mnie dobra wiadomość, znaczy, że i może mi posłuży długo. Jedyna uwaga była, żeby trzepaczką do ubijania piany nie próbować robić ciast typu brownie, bo można spalić silnik, a tak poza tym wszystko pisali na plus.  Wracamy do śniadania, znaczy się koktajlu.


Składniki na 2 szklanki:

Sposób przygotowania:
Jak widać na załączonym obrazku wszystko wrzuciłam do pojemnika, zalałam mlekiem i zmiksowałam. Potem dolałam wodę i wrzuciłam liście mięty, bo mi się przypomniało :) 
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

czerwca 18, 2016

Pastrami Hash, czyli bałagan na patelni

Pastrami Hash, czyli bałagan na patelni

"Hash", no właśnie. Otóż moi drodzy nie chodzi tu o haszysz, ale o siekaninę, mięso siekane, bałagan. To właśnie znaczy słowo hash. Tak więc dziś przedstawiam Wam niezwykle pyszny bałagan na patelni. Moją patelnię Woll  już poznaliście jakiś czas temu ("O tym jak Lite Diamont Woll podbił moje serce i kuchnię") i wiecie, że bardzo ją lubię za to, że w żaden sposób nie ogranicza mnie w kuchni i tu dzięki temu całe danie mogłam wykonać na niej od początku do końca, no prawie, bo cebulkę zeszkliłam sobie na takiej malutkiej :) Pastrami też znacie, bo kilka miesięcy temu  napisałam dość obszerny post z informacjami, co to za mięso, skąd się wzięło i gdzie można kupić najlepsze. I tym razem nie poleciałam w słynne kanapki z pastrami, ani żadną pizzę, tylko zrobiłam bałagan, którym ojedliśmy się jak bąki, tak, niech zostaną bąki :) Następnym razem pobałaganię z kurczakiem, a dziś zdradzę Wam moją osobistą fantazję w temacie Pastrami Hash.




Składniki:
  • kilka ziemniaków (fajnie jak są młode)
  • ze 2 marchewki
  • 1 cebula, średnia
  • kurkuma
  • gałka muszkatołowa
  • sól
  • pieprz
  • 400 g Pastrami, czyli odpowiednio przygotowana łopatka wołowa (odparowanego wcześniej)
  • szczypiorek
  • 1 pomidor
  • 2 jajka
  • olej kokosowy rafinowany
  • zioła prowansalskie

Sposób przygotowania:
Zaczęłam od odparowania wołowiny, czyli pastrami, czyli w garnku do gotowania na parze parowałam 3-4 godziny na małym ogniu, po tym czasie przełożyłam mięso na deskę i dałam mu odpocząć co najmniej 30 minut. W czasie, w którym mięso się parowało wyszorowałam porządnie ziemniaki, których nawet obrać mi się nie chciało, gotowałam w tak zwanych mundurkach, w połowie czasu gotowania dorzuciłam do ziemniaków tym razem już obrane marchewki pokrojone w grube plastry ok. pół centymetra grubości. Ziemniaki i marchewkę ugotowałam na półtwardo. Na malutkiej patelni na dosłownie odrobinie oleju kokosowym zeszkliłam cebulkę. Wybrałam olej rafinowany, bo  jest zdrowszy od innych, lepiej znosi wysokie temperatury, a wersja rafinowana nie nadaje smaku ani zapachu kokosowego potrawom, poza tym bardzo lubię ten olej. Wracając do gotowania, to jeszcze pokroiłam szczypiorek, pomidory pokroiłam w coś a`la kostkę. I teraz rozpoczyna się cała akcja :)
Włączyłam piekarnik i ustawiłam temperaturę na 180 stopni.



Na rozgrzaną dużą patelnię dodałam troszkę oleju kokosowego, wyłożyłam ugotowane i pokrojone na kawałki ziemniaki i plastry marchewki, tu każdy plater przekroiłam na połowę,wszystko posypałam kurkumą, gałką muszkatołową, solą i świeżo zmielonym pieprzem.  Dołożyłam zeszkloną cebulkę, oczywiście pokrojoną w kostkę.



  I tak sobie kilka minut potrząsałam patelnią i smażyłam.  Następnie dorzuciłam odparowane i pokrojone na kawałki pastrami i posypałam ziołami prowansalskimi.



Po kilku minutach wbiłam na to wszystko 2 jajka.



Patelnię przykryłam pokrywką i wstawiłam do nagrzanego piekarnika na kilka minut. Ile minut? Tu chodzi tylko o to aby białko w jajkach się ścięło. 



Wyciągnęłam patelnię z piekarnika, postawiłam na blacie, posypałam szczypiorkiem i pomidorami. 



Teraz tylko zostało rozłożyć jedzonko na talerze.
Cały ten bałagan jedliśmy z sałatą z rzodkiewką i ogórkiem w sosie w stylu tza tzyki.
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

czerwca 17, 2016

Truskawki, jabłko, mak i chia, czyli zdrowe śniadanie raz!

Truskawki, jabłko, mak i chia, czyli zdrowe śniadanie raz!

Nie będę ściemniać, ale ze śniadaniami to jestem trochę na bakier. Początek dnia zaczynam kawą, mało zdrowe, ale bez kawy średnio funkcjonuję. Śniadania, hmmm zwykle przypominam sobie o nich o jedenastej albo o trzynastej w południe. To wszystko zależy czy jestem w domu czy w pracy. Po prostu nie chce mi się jeść rano, pewnie przez tą kawę. Ale przepraszam, po nocnych zmianach jadam śniadania o 8 rano i zawsze to są jajka na miękko, ta faza trwa już od kilku lat. Nie, nie znudziły mi się :) Więc jak widać bywa różnie.



Tak sobie pomyślałam, że może Dawid Bez, autor książki "Śniadnlove" mnie zmobilizuje do popracowania nad tym pierwszym, ale bardzo ważnym posiłkiem. Książka podziałała natychmiastowo, po przeczytaniu kilku stron, na których zawarte są informacje jak układać i co jest ważne w śniadaniach poszłam do kuchni i zrobiłam śniadanie z książki, było już południe, ale ciiii, poprawię się. I co się okazało, nie dość, że smaczne, kolorowe, łatwe, to jeszcze przyznam się, najadłam się, mimo, że były to praktycznie same owoce. Po przejrzeniu całej książki stwierdzam, że proponowane w niej śniadania są dedykowane też takim zabieganym ludziom jak ja. 




Nawet nie mam się do czego przyczepić, bo znalazłam tam dwa działy: "Słodki" i "Wytrawny", więc można kombinować do woli, a składniki na szczęście nie są z kosmosu i w kosmicznych cenach, bo są tam kasze, płatki owsiane, zdrowe zboża, owoce ogólnodostępne, ziarna, warzywa itd. Więc tu kolejny plus. Przepisów jest tan dużo, mało czytania, dużo oglądania i tu ta forma działa, bo jak sobie tak patrzę na zdjęcia i krótkie opisy składników, to aż mnie skręca, żeby pójść do kuchni i zrobić coś podanych propozycji. Dlatego też książka leży obok łóżka i otwieram ją tylko rano, to wtedy motywuje mnie by w końcu jeść codziennie śniadania o normalnej porze :)
Tytuł: "Śniadanlove
Autor: David Bez
Wydawnictwo: Buchmann
Dostępność: na przykład w Empiku u wielu innych księgarniach, zarówno w tych internetowych jak i stacjonarnych.



Truskawki, jabłko, mak i chia!

Składniki;
  • garść truskawek pokrojonych
  • 1 jabłko, pokrojone
  • 1/2 łyżeczki nasion chia moczonych albo całą noc, albo 2-3 godziny w 1/3 szklanki mleka (u mnie krowiego, w przepisie mleka migdałowego)
  • 1 łyżeczka maku

Sposób przygotowania:
No więc tak, mleka użyłam krowiego, do którego wsypałam nasiona chia. Jak już je miałam namoczone wlałam je razem z mlekiem na dno miseczki, na to pokrojone truskawki i jabłko, całość posypałam makiem i kurcze, to było bardzo dobre! Poważnie. A zanim zjadłam oczywiście zrobiłam dla Was zdjęcia :) 
SMACZNEGO życzy BLONDYNKA :)

Drukuj

Copyright © 2016 Blondynka Gotuje , Blogger